Nie wszystkie.
Bynajmniej ta, do której my uczęszczamy trochę musi poprawić. Jest to szkoła podstawowa wraz z gimnazjum.
Dlaczego.
Po pierwsze:
Lekcje trwają pełne 45 min, dzieci są wypuszczane na korytarz razem z dzwonkiem. Pani wychowawczyni wychodzi do pokoju nauczycielskiego podczas przerwy, jakby zrozumiałe. Po korytarzu biegają (raczej pędzą) inne w różnym wieku dzieci (i z podstawówki i z gimnazjum), dość dynamicznie, potrącając niejednego pierwszaka, który jeszcze nie do końca potrafi się odnaleźć w tej szkolnej rzeczywistości. Jedna nauczycielka dyżurująca chodzi po korytarzu na przerwie ale nie sądzę, żeby ogarniała to co się tam dzieje. Nawet ciężko Ją odnaleźć dorosłemu a co dopiero dziecku.
Po drugie:
Miały być w sali dla pierwszych klas kąciki zabaw, szczerze powiedziawszy nie widziałam ani jednego!
Po drugie:
Miały być w sali dla pierwszych klas kąciki zabaw, szczerze powiedziawszy nie widziałam ani jednego!
Po trzecie:
Pierwszaki jedzą na podłodze! Rozkładają te swoje kuferki, lunchboxy, pudełka z jedzeniem i siedząc na ziemi jedzą. Dzieciaki powinny to robić w klasie (ta jest zamykana na czas przerwy) Albo też powinny mieć inaczej ustawione przerwy. Wiem, że niektóre szkoły zrobiły dla pierwszych klas specjalne przerwy w połowie tradycyjnej godziny lekcyjnej (przecież tak można, właśnie dlatego, że są to 6 latki).
Pierwszaki jedzą na podłodze! Rozkładają te swoje kuferki, lunchboxy, pudełka z jedzeniem i siedząc na ziemi jedzą. Dzieciaki powinny to robić w klasie (ta jest zamykana na czas przerwy) Albo też powinny mieć inaczej ustawione przerwy. Wiem, że niektóre szkoły zrobiły dla pierwszych klas specjalne przerwy w połowie tradycyjnej godziny lekcyjnej (przecież tak można, właśnie dlatego, że są to 6 latki).
Po czwarte:
Podczas tych hałaśliwych przerw, dzieci boją się iść do ubikacji. Jest co prawda wc osobne dla klas 1-3 ale jest tam głośno i tłoczno czasami. Nie wiem dlaczego w tych pierwszych klasach szkoła nie ustawi przerw inaczej, żeby sześciolatki i spokojnie zjadły i skorzystały z toalety.
Po piąte:
Szatnia. Wspólna dla wszystkich. W piwnicy! Gimnazjaliści, szkoła podstawowa i sześciolatki. Mój Bosze... co tam się dzieje. Wymiękam jako dorosła. Ścisk, tłok, dzieciaki są przepychane. Gimnazjalista z trzeciej klasy 170 cm i więcej i sześciolatek 124 cm a niektórzy 110 cm zaledwie, obok siebie. Super.
Ktoś ostatnio ze starszych dzieci zgasił sobie światło dla "jaj" po prostu. Nie muszę pisać jaka panika ogarnęła małe dzieci.
Po szóste:
Waga plecaków. Plecak powinien ważyć 1/10 tego co uczeń. A waży więcej. Teoretycznie jest miejsce w klasie na zostawianie podręczników w szkole (szuflady imienne) ale dzieci noszą i książki i ćwiczenia do domu, bo odrabiać lekcje muszą (nauczyciele tłumaczą). Oczywiście, że rodzice noszą te plecaki.
Po siódme:
Dzieć mój nie korzysta ze stołówki ale matki, których dzieci muszą korzystać ze stołówki drżą w pracy, czy nie będzie dzieć poparzony, bo sam musi przenieść talerz zupy np. z okienka do stołu (sześciolatek). Niektóre mamy wypisały z obiadów swoje dzieci.
Po ósme:
Odbieranie dzieci. Wiadomym jest, że do ukończenia 7 roku życia dziecko musi być odbierane przez osobę dorosłą, rodzica bądź inną upoważnioną pisemnie do tego osobę. W naszej szkole jest tak, że Pani wyprowadza dzieci z klasy po ostatniej lekcji razem z dzwonkiem. W tym samym czasie wybiegają z innych klas inni uczniowie. W tym momencie jest taki chaos, że nie ma takiej możliwości aby Pani panowała nad tym, czy dziecko odbiera rodzic czy kto inny, czy może samo poszło do domu. Lepiej byłoby aby dzieci zostały na przerwie z Panią w klasie i rodzice z tej klasy odbieraliby swoje pociechy. Nie wspomnę o tym , że jeśli jest ostatni angielski, bądź religia (z innym nauczycielem) to Pani wypuszcza dzieci i nie patrzy czy ktoś je odbiera, wybiera od razu kierunek na pokój nauczycielski i resztę ma gdzieś. Odebrali nie odebrali - co tam...ich problem.
Po dziewiąte:
Swobodne wyjście ze szkoły. Nie ma problemu aby sześciolatek wyszedł sobie na ulicę ze szkoły na przerwie gdzie nie jest pilnowany. Na moje pytanie czy jest to możliwe? Pani odpowiedziała, że teoretycznie jest ale podczas jej kariery nic takiego się nie zdarzyło. Hm... Ale też podczas Jej kariery sześciolatki obligatoryjnie nie musiały iść do szkoły i to hurtem.
Po dziesiąte:
Świetlica. Tylko dla dzieci, których rodzice pracują. Rodzic jest w domu, dziecko nie może iść do świetlicy. Nie możesz nawet minuty się spóźnić, bo do świetlicy dziecia Ci nie przyjmą ( to akurat przypadek autentyczny z innej szkoły). Dla wszystkich sześciolatków uważam, ta świetlica powinna być dostępna, powinna być bezpiecznym miejscem, w którym mogą poczekać na rodzica po lekcjach. Przecież mogą być korki na ulicach albo z innej przyczyny możesz mieć delikatne opóźnienie. I co wtedy z dzieckiem? Jak wychowawczyni skończyła już pracę?
Po jedenaste aż:
Angielski. Przez chwilę byłam świadkiem jak nauczycielka zaczęła prowadzić lekcję i to pierwszą. Myślałam, że trafiłam do klasy gimnazjalnej. Prawdę mówiąc dziewczyna nawet nie przedstawiła się dzieciaczkom. Ani jednego słowa po polsku. Ja rozumiem trendy, mody, specjalną formę prowadzenia nauki języka ale na miłość boską te dzieciaki znają zaledwie parę słówek z przedszkola po angielsku. Przecież nie wszyscy rodzice prowadzą w wieku dwóch lat, na intensywny kurs języka angielskiego. Mogłaby Pani chociaż polecenia po polsku wydawać. Dzieć przychodzi ze szkoły i mówi: ... ja nie wiem co mam zadane, bo ja nic tej Pani nie rozumiem... Przypominam nadgorliwej Pani od angielskiego (Polki zaznaczam), że to są 6 latki a niekiedy nawet 5 latki, które dopiero w grudniu kończą 6 lat. A przygodę z językiem w większości dopiero co zaczynają!
Po dwunaste:
Różne klasy-sale. Informatyka w innej sali, inne lekcje w innej. Te dzieciaki szkoły jeszcze nie znają a już są targane między salami. To nawet ja kupę lat temu ,jako 7 latek w pierwszej klasie, miałam wszystkie lekcje w jednym miejscu. A poza tym, czy trzeba wprowadzać informatykę już w I klasie podstawowej? Celowo ograniczyłam komputer dzieciowi do min, po to żeby chronić od uzależnień od komputera, gier, smartfona i innych takich a szkoła psuje mój misterny plan. Przecież na wszystko przyjdzie czas. Ale to rozumiem, program przez szkołę musi być realizowany i koniec.
Po trzynaste:
Przez te ponad trzy tygodnie co chwilę zauważam sześciolatka - pierwszaka, który płacze swojej mamie w rękaw, czy to chłopak czy dziewczyna... i to jest najbardziej przykre!
Na szczęście mój dzieć twardy jakoś, parę tylko momentów zwątpienia było i oby do przodu. Do tego nasza Pani wychowawczyni elastyczna jest dość i idzie się z Nią dogadać. Także myślę, że mimo wszystko będzie dobrze.
Na stronie MEN-u jest miejsce gdzie można zgłosić nieprawidłowości (tu), które zauważamy. Wiem o tym doskonale. Ale najpierw postaram się wraz z innymi rodzicami przeforsować kilka zmian wewnętrznie. Myślę, że uda nam się dogadać. Oby tak było, bo kablować nie umiem a nawet nie chcę!
Po szóste:
Waga plecaków. Plecak powinien ważyć 1/10 tego co uczeń. A waży więcej. Teoretycznie jest miejsce w klasie na zostawianie podręczników w szkole (szuflady imienne) ale dzieci noszą i książki i ćwiczenia do domu, bo odrabiać lekcje muszą (nauczyciele tłumaczą). Oczywiście, że rodzice noszą te plecaki.
Po siódme:
Dzieć mój nie korzysta ze stołówki ale matki, których dzieci muszą korzystać ze stołówki drżą w pracy, czy nie będzie dzieć poparzony, bo sam musi przenieść talerz zupy np. z okienka do stołu (sześciolatek). Niektóre mamy wypisały z obiadów swoje dzieci.
Po ósme:
Odbieranie dzieci. Wiadomym jest, że do ukończenia 7 roku życia dziecko musi być odbierane przez osobę dorosłą, rodzica bądź inną upoważnioną pisemnie do tego osobę. W naszej szkole jest tak, że Pani wyprowadza dzieci z klasy po ostatniej lekcji razem z dzwonkiem. W tym samym czasie wybiegają z innych klas inni uczniowie. W tym momencie jest taki chaos, że nie ma takiej możliwości aby Pani panowała nad tym, czy dziecko odbiera rodzic czy kto inny, czy może samo poszło do domu. Lepiej byłoby aby dzieci zostały na przerwie z Panią w klasie i rodzice z tej klasy odbieraliby swoje pociechy. Nie wspomnę o tym , że jeśli jest ostatni angielski, bądź religia (z innym nauczycielem) to Pani wypuszcza dzieci i nie patrzy czy ktoś je odbiera, wybiera od razu kierunek na pokój nauczycielski i resztę ma gdzieś. Odebrali nie odebrali - co tam...ich problem.
Po dziewiąte:
Swobodne wyjście ze szkoły. Nie ma problemu aby sześciolatek wyszedł sobie na ulicę ze szkoły na przerwie gdzie nie jest pilnowany. Na moje pytanie czy jest to możliwe? Pani odpowiedziała, że teoretycznie jest ale podczas jej kariery nic takiego się nie zdarzyło. Hm... Ale też podczas Jej kariery sześciolatki obligatoryjnie nie musiały iść do szkoły i to hurtem.
Po dziesiąte:
Świetlica. Tylko dla dzieci, których rodzice pracują. Rodzic jest w domu, dziecko nie może iść do świetlicy. Nie możesz nawet minuty się spóźnić, bo do świetlicy dziecia Ci nie przyjmą ( to akurat przypadek autentyczny z innej szkoły). Dla wszystkich sześciolatków uważam, ta świetlica powinna być dostępna, powinna być bezpiecznym miejscem, w którym mogą poczekać na rodzica po lekcjach. Przecież mogą być korki na ulicach albo z innej przyczyny możesz mieć delikatne opóźnienie. I co wtedy z dzieckiem? Jak wychowawczyni skończyła już pracę?
Po jedenaste aż:
Angielski. Przez chwilę byłam świadkiem jak nauczycielka zaczęła prowadzić lekcję i to pierwszą. Myślałam, że trafiłam do klasy gimnazjalnej. Prawdę mówiąc dziewczyna nawet nie przedstawiła się dzieciaczkom. Ani jednego słowa po polsku. Ja rozumiem trendy, mody, specjalną formę prowadzenia nauki języka ale na miłość boską te dzieciaki znają zaledwie parę słówek z przedszkola po angielsku. Przecież nie wszyscy rodzice prowadzą w wieku dwóch lat, na intensywny kurs języka angielskiego. Mogłaby Pani chociaż polecenia po polsku wydawać. Dzieć przychodzi ze szkoły i mówi: ... ja nie wiem co mam zadane, bo ja nic tej Pani nie rozumiem... Przypominam nadgorliwej Pani od angielskiego (Polki zaznaczam), że to są 6 latki a niekiedy nawet 5 latki, które dopiero w grudniu kończą 6 lat. A przygodę z językiem w większości dopiero co zaczynają!
Po dwunaste:
Różne klasy-sale. Informatyka w innej sali, inne lekcje w innej. Te dzieciaki szkoły jeszcze nie znają a już są targane między salami. To nawet ja kupę lat temu ,jako 7 latek w pierwszej klasie, miałam wszystkie lekcje w jednym miejscu. A poza tym, czy trzeba wprowadzać informatykę już w I klasie podstawowej? Celowo ograniczyłam komputer dzieciowi do min, po to żeby chronić od uzależnień od komputera, gier, smartfona i innych takich a szkoła psuje mój misterny plan. Przecież na wszystko przyjdzie czas. Ale to rozumiem, program przez szkołę musi być realizowany i koniec.
Po trzynaste:
Przez te ponad trzy tygodnie co chwilę zauważam sześciolatka - pierwszaka, który płacze swojej mamie w rękaw, czy to chłopak czy dziewczyna... i to jest najbardziej przykre!
Na szczęście mój dzieć twardy jakoś, parę tylko momentów zwątpienia było i oby do przodu. Do tego nasza Pani wychowawczyni elastyczna jest dość i idzie się z Nią dogadać. Także myślę, że mimo wszystko będzie dobrze.
Na stronie MEN-u jest miejsce gdzie można zgłosić nieprawidłowości (tu), które zauważamy. Wiem o tym doskonale. Ale najpierw postaram się wraz z innymi rodzicami przeforsować kilka zmian wewnętrznie. Myślę, że uda nam się dogadać. Oby tak było, bo kablować nie umiem a nawet nie chcę!
Biedne te dzieciaczki, na samą myśl, że czeka to też moje dziecko to nie chcę, żeby dorastał :/
OdpowiedzUsuńSpokojnie, nasze 6-latki przecierają szlaki, wystarczy parę zmian i już będzie lepiej. Na moje to szkoły (niektóre) dopiero będą przygotowane na przyjęcie sześciolatków, po konsultacji i współpracy z rodzicami. Bo w końcu kto wie lepiej co się z dzieckiem dzieje jak nie my rodzice!
OdpowiedzUsuńCo za obłęd!!! Co wy za szkołę macie??? naprawdę zmieniaja sale, a na przerwach nauczycielka ich zostawia na pastwę starszaków? Nie mają gdzie zjeść śniadania i "gniją" w ławkach po całe 45 minut???? To chore :( Moja córka ma 6lat i jest w pierwszej klasie - nie maja systemu od dzwonka do dzwonka, Pani wyznacza czas na przerwę, maja świetlicę i stołówke oddzielnie dla klas 0-3, maja chwile na zabawę i wychodzą na dwór, informatyke maja i to tez mnie dziwi, ale...., no i angielski to juz chyba krajowa norma, że jest prowadzony po angielsku i na poważnie!
OdpowiedzUsuń... szkołę teoretycznie przygotowaną na przyjęcie 6 latków. Właśnie dzisiaj odprowadzałam dziecia do szkoły i jak to na przerwach bywa, banda gówniarzy bawiła się w przepychanki lecąc na nas całą grupą ( z 5 osób ze starszego rocznika) Jakiś koszmar. Dzieć się wystraszył, ja też (a najmłodsze moje zaczęło ryczeć przerażone) Mają niby cały korytarz osobno (0-3) ale wszystko się miesza no i trzeba tam dojść.przez cała szkołę. Zbawienne byłoby wprowadzenie przerw w innych godzinach, chcę poprosić o to!
OdpowiedzUsuńA salę zmieniają tylko przy okazji informatyki no i w-fu rzecz jasna.
UsuńPamiętam swoje początki w ogromnej szkole, gdzie razem było około 800 uczniów i muszę przyznać, że klasy 1-3 były traktowane na specjalnych zasadach. Szatnia w klasie, osobna część szkoły wydzielona tylko dla maluchów, zakaz chodzenia po całej szkole itp. Nie było tak źle, choć ósme klasy to faktycznie były wielkoludy ;)
OdpowiedzUsuńZ tego co pamiętam jeszcze z czasów szkolnych, to gimnazja zorganizowane w tym samym budynku co podstawówki miały mieć osobne wejścia, korytarze itp żeby się właśnie wielkoludy z maluszkami nie mieszały. Dziwi mnie więc takie pomieszanie w Waszej szkole.
Ja również pamiętam, całe osobne piętro dla maluchów i wieszaczki na kurtki przy klasach. Wiem również, że są takie szkoły, nie chciałabym uogólniać ale u nas jest tak i widzę po rodzicach lekkie przerażenie.
OdpowiedzUsuńmoje dziecko ma 4 lata. Za dwa lata czeka nas szkoła. Będzie to 2 lata po tych wielkich zmianach. jakoś nie wierze, że do tego czasu wszystko okrzepnie, ustali sie i będzie tak, jak byc powinno. prowizorka zostanie juz na zawsze i tylko dzieci żal. gdyby nie te kiepskie przygotowanie szkół na małe dzieci, to by mi wcale nie przeszkadzał fakt, że córka ma isć do szkoły w wieku 6 lat.
OdpowiedzUsuń...a ja mimo wszystko wierzę, że uda się nam rodzicom dogadać się ze szkołą. Bo jednak jak się okazuje są szkoły, które fajnie podchodzą do tematu. Pożyjemy zobaczymy na razie jest jak jest.
OdpowiedzUsuńWitam, przykro czytać, bo sama pracuję w szkole, u nas jest inaczej, nie mówię, ze idealnie, bo dla każdego z nas inne bywają ideały i dzieci bywają różne, ale żadna z 12 wymienionych sytuacji nie ma miejsca, słowo! Wszelkie niedoróbki poprawiane są od ręki. Co do płaczących dzieci- wiek 6 lat nie ma tu raczej nic do rzeczy, pracuję 30 lat w szkole i zawsze jakieś maluchy płakały, zawsze zdarzały się dzieci z fobią szkolną, to duża niestety "zasługa" rodziców lub taka uroda dziecka, że bez mamy ani rusz...
OdpowiedzUsuńPunkt dziewiąty zmienił się :) mamy założony domofon :):)
OdpowiedzUsuń