No nie! Nie zrobiłabym tego. Nie dałabym rady.
Nawet zmielone, dobrze doprawione. W formie kotletów lub a’la wątróbka. Widziałam
po porodzie i wyglądało ohydnie. Łożysko.
Ze Stanów Zjednoczonych i z Wielkiej Brytanii
przywędrował do nas zwyczaj zjadania łożyska
po porodzie. Własnego łożyska, uściślę.
Nazywa się to placentofagią (od
łacińskiej nazwy łożyska - placenta) i podobno jest to bardzo korzystne dla
zdrowia. Kobiety, tej co zjadła, w sumie część siebie. Fuj.
Zwolennicy zjadania łożyska uważają, że jest ono nafaszerowane hormonami,
które po porodzie ułatwiają laktację, powrót do formy sprzed ciąży a także
zapobiega to depresji poporodowej. Podobno to bomba witaminowa.
Na szczęście dla zwolenników plancentofagii, nie ma konieczności jedzenia
łożyska od razu po porodzie. Można łożysko przerobić na wysuszone tabletki bądź
kapsułki do połykania. Takie tabletki z
własnego łożyska kosztują ponad 200 dolarów. A ponoć firmy specjalizujące się w
przetwarzaniu łożyska w tabletki, bądź kapsułki nie mogą opędzić się od zleceń.
To dobrze, bo już wyobrażałam sobie jak po porodzie świeżo upieczony tata na grillu smaży łożysko a’la wątróbka z cebulką dla mamci.
Z tym, że! Zwolennicy placentofagii mogą
być zawiedzeni. Ponieważ naukowcy z Northwestern University, przeprowadzili
analizę dziesięciu wcześniejszych badań na temat placentofagii i nie znaleźli
żadnych dowodów na to, aby zjadanie łożyska miało korzystny wpływ na nastrój
czy fizyczną kondycję kobiety po porodzie. Badania były przeprowadzone na
szczurach. Mało tego naukowcy twierdzą, że nie ma gwarancji na to że zjadanie łożyska jest
bezpieczne. To właśnie w łożysku zatrzymują się toksyny i mikroby, które
mogłyby przeniknąć z organizmu matki do płodu. Zamiast bomby witaminowej możemy
zjadać bombę pełną trucizn i śmieci.
W sumie takie łożysko to kawał miecha, też nie lubię wyrzucać "jedzenia" ale w tym wypadku nawet okiem nie mrugnęłam po porodzie, jak położna zrobiła wrzut łożyskiem do kosza.
Źródło:
newsweek.pl
Nie wyobrażam sobie, że miałabym zjeść łożysko. Nie ważne czy swoje czy jakieś inne. Dla mnie jest to obleśne. Jak ktoś ma taką potrzebę, to proszę bardzo. Ale ja podziękuję. Co by dobrego mi nie przyniosło, nigdy bym go nie zjadła, w żadnej formie.
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że ja też nie dałabym rady. Słaba laktacja: doradca laktacyjny, powrót do figury sprzed ciąży - siłownia, pływanie, rower... depresja poporodowa - rodzina, dobra przyjaciółka lub psychoterapeuta. Ale nie łożysko!
OdpowiedzUsuńOglądałam program o tym. Matka nawet jakieś shake'i piła. Jednym z argumentów "za" jest to, że to naturalne, bo zwierzęta też tak robią.
OdpowiedzUsuńChomiki zjadają swoje młode - też miałam ochotę swoje zjeść, bo takie cudowne i słodkie było, ale jakoś się powstrzymałam, więc argument o naturze do mnie nie przemawia.
A łożysko takie w kapsułkach to może i bym zjadła, ale dopiero, gdyby udowodniono sens takiego działania.
W tej chwili jest to dla mnie tak samo dziwne jak zostawienie dziecka z doczepionym łożyskiem - poród lotosowy. ;)
Muszę pogłębić swoją wiedzę bo o tym to ja nie słyszałam.
OdpowiedzUsuńPs.No nareszcie Laura Jesteś!
TLC, moja droga - źródło wszelkich przedziwnych nowinek. ;)
UsuńW jednym z programów była rodzina licząca 19 dzieci i imię każdego zaczynało się na J. :D
Upały mnie wykończyły. Poród tuż tuż, więc wieczorem, kiedy młode śpi, zamiast coś porobić, kładłam się razem z nim. Starość nie radość. ;)
Zaraz tam starość. Końcówka ciąży do przyjemności nie należy. Znam to odliczanie :)
OdpowiedzUsuńno to smacznego :D uuu bleee
OdpowiedzUsuń