Moje zwykłe a jednak niezwykłe macierzyństwo

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Łożysko to jednak kawał mięsa!

No nie! Nie zrobiłabym tego. Nie dałabym rady. Nawet zmielone, dobrze doprawione. W formie kotletów lub a’la wątróbka. Widziałam po porodzie i wyglądało ohydnie. Łożysko.

Ze Stanów Zjednoczonych i z Wielkiej Brytanii przywędrował do nas  zwyczaj zjadania łożyska po porodzie. Własnego łożyska, uściślę.
Nazywa się to  placentofagią (od łacińskiej nazwy łożyska - placenta) i podobno jest to bardzo korzystne dla zdrowia. Kobiety, tej co zjadła, w sumie część siebie. Fuj.
Zwolennicy zjadania łożyska uważają, że jest ono nafaszerowane hormonami, które po porodzie ułatwiają laktację, powrót do formy sprzed ciąży a także zapobiega to depresji poporodowej. Podobno to bomba witaminowa.
Na szczęście dla zwolenników plancentofagii, nie ma konieczności jedzenia łożyska od razu po porodzie. Można łożysko przerobić na wysuszone tabletki bądź kapsułki  do połykania. Takie tabletki z własnego łożyska kosztują ponad 200 dolarów. A ponoć firmy specjalizujące się w przetwarzaniu łożyska w tabletki, bądź kapsułki nie mogą opędzić się od zleceń. To dobrze, bo już wyobrażałam sobie jak po porodzie świeżo upieczony tata na grillu smaży łożysko a’la wątróbka z cebulką dla mamci.
Z tym, że! Zwolennicy placentofagii  mogą być zawiedzeni. Ponieważ naukowcy z Northwestern University, przeprowadzili analizę dziesięciu wcześniejszych badań na temat placentofagii i nie znaleźli żadnych dowodów na to, aby zjadanie łożyska miało korzystny wpływ na nastrój czy fizyczną kondycję kobiety po porodzie. Badania były przeprowadzone na szczurach. Mało tego naukowcy twierdzą, że nie ma  gwarancji na to że zjadanie łożyska jest bezpieczne. To właśnie w łożysku zatrzymują się toksyny i mikroby, które mogłyby przeniknąć z organizmu matki do płodu. Zamiast bomby witaminowej możemy zjadać bombę pełną trucizn i śmieci.
W sumie takie łożysko to kawał miecha, też nie lubię wyrzucać "jedzenia" ale w tym wypadku nawet okiem nie mrugnęłam po porodzie, jak położna zrobiła wrzut łożyskiem do kosza. 

Źródło:  newsweek.pl


7 komentarzy :

  1. Nie wyobrażam sobie, że miałabym zjeść łożysko. Nie ważne czy swoje czy jakieś inne. Dla mnie jest to obleśne. Jak ktoś ma taką potrzebę, to proszę bardzo. Ale ja podziękuję. Co by dobrego mi nie przyniosło, nigdy bym go nie zjadła, w żadnej formie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem Ci, że ja też nie dałabym rady. Słaba laktacja: doradca laktacyjny, powrót do figury sprzed ciąży - siłownia, pływanie, rower... depresja poporodowa - rodzina, dobra przyjaciółka lub psychoterapeuta. Ale nie łożysko!

    OdpowiedzUsuń
  3. Oglądałam program o tym. Matka nawet jakieś shake'i piła. Jednym z argumentów "za" jest to, że to naturalne, bo zwierzęta też tak robią.
    Chomiki zjadają swoje młode - też miałam ochotę swoje zjeść, bo takie cudowne i słodkie było, ale jakoś się powstrzymałam, więc argument o naturze do mnie nie przemawia.
    A łożysko takie w kapsułkach to może i bym zjadła, ale dopiero, gdyby udowodniono sens takiego działania.
    W tej chwili jest to dla mnie tak samo dziwne jak zostawienie dziecka z doczepionym łożyskiem - poród lotosowy. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Muszę pogłębić swoją wiedzę bo o tym to ja nie słyszałam.
    Ps.No nareszcie Laura Jesteś!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TLC, moja droga - źródło wszelkich przedziwnych nowinek. ;)
      W jednym z programów była rodzina licząca 19 dzieci i imię każdego zaczynało się na J. :D

      Upały mnie wykończyły. Poród tuż tuż, więc wieczorem, kiedy młode śpi, zamiast coś porobić, kładłam się razem z nim. Starość nie radość. ;)

      Usuń
  5. Zaraz tam starość. Końcówka ciąży do przyjemności nie należy. Znam to odliczanie :)

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za przeczytanie, dzięki dzięki za przyszły i ewentualny komentarz :-)