Jak to będzie gdy wyfruną pisklęta nasze z gniazda rodzinnego?
Przyznaję się bez bicia, zdarza mi się pomyśleć ... jak ja bym chciała, żeby Oni już duzi byli, żeby już to śniadanie sobie sami zrobili, obiad zwłaszcza, żeby to pranie swoje też ogarnęli, żebym mogła spokojnie przez telefon porozmawiać, zobaczyć jakiś fajny film, przeczytać w całości książkę, żeby nie brzęczeli, marudzili, lali się i różne takie inne.
Inspiracją
do tego tekstu jest wpis Iwony "Dziecko pierworodne wyfrunęło z gniazda rodzinnego" (pozdrawiam) ... a także rozmowa ze znajomą w sklepie osiedlowym.
Otóż
w sklepie osiedlowym spotkałam niedawno znajomą, właściwie
znajomą znajomej. Smutna taka jakaś była więc zapytałam: ...
czy wszystko ok? Ok odpowiada
... za bardzo ok. No to się zdziwiłam - To dobrze
chyba – mówię ... No właśnie nie... odpowiedziała.
... Dzieci z gniazda wyfrunęły a ja nie potrafię odnaleźć się
w tej nowej mojej rzeczywistości ... Mąż też jakiś taki smutny chodzi. ...Dzieciaki przyjeżdżają, cała trójka, naprzemiennie, dzwonią, pytają... ale mi brakuje tego chaosu na co dzień, gotowania dla całej ekipy, wieczornego gadania, patrzenia na nich... jakoś tak pusto i cicho jest.
To się nazywa: syndrom pustego gniazda! "Syndrom pustego gniazda to reakcja rodziców na opuszczenie przez ich dzieci rodzinnego domu. Szczególnie mocno doświadczają go kobiety – wypadając nagle z roli matki przestają czuć się potrzebne, nie umieją odnaleźć się w nowej rzeczywistości..."(źródło: poradnikzdrowie.pl, "Syndrom pustego gniazda - czym jest? jak sobie z nim radzić")
Przyznaję się bez bicia, zdarza mi się pomyśleć ... jak ja bym chciała, żeby Oni już duzi byli, żeby już to śniadanie sobie sami zrobili, obiad zwłaszcza, żeby to pranie swoje też ogarnęli, żebym mogła spokojnie przez telefon porozmawiać, zobaczyć jakiś fajny film, przeczytać w całości książkę, żeby nie brzęczeli, marudzili, lali się i różne takie inne.
Ale
czy oby na pewno dobrze i tak fajnie będzie?
Narzekamy
my matki. Narzekamy czy mamy jedno, czy troje, czy więcej dzieci.
Narzekamy
na brak snu, na brak czasu, na brak rozrywek, brak różnych innych
spraw, które się ma jak się dzieci nie ma ale tak naprawdę to
przecież jest nasz sens. Tego (w większości) pragnęłyśmy.
No
dobra przy pierwszym dziecku macierzyństwo, częściej niż zawsze
zaskakuje. No bo na filmach i w reklamach inaczej to wygląda ale taki
tego urok.
...i
ja tak sobie siedzę i tak sobie myślę...
Co ja narzekam? Po jaką cholerę chcę (czasami w myślach
tylko) żeby byli duzi? Jeśli Oni będą duzi to ja będę starsza
- to po pierwsze, po drugie średnia mi przyjemność czekać na
wizyty i wysłuchiwać przez telefon:... sorki mamu nie przyjadę bo mam
taki projekt ważny w pracy (czytaj idę na imprę)... Mam Ich tu i
teraz, mogę ściskać i przytulać, patrzą na mnie tymi wielkimi
oczami, przytulają, kochają, pocieszają, pogadają a że czasami
tam poryczą, pokrzyczą, powymuszają... O matko jedynaczko! No tak właśnie to działa.
Cieszmy
się chwilą, odpoczywać będziemy później.
Ale
też ważne jest, jednak aby nie zatracić się tak całkowicie w tym
macierzyństwie naszym. Jednak trzeba mieć chwilę na "siebie", żeby
te swoje pasje i zainteresowania lekuchno choćby rozwijać, czy kontynuować albo poznawać inne. Tak samo jak relacje ze znajomymi.
Często jest tak, że
jak rodzą się dzieci, nie mamy czasu na spotkania albo Ci którzy
się z nami spotykają nie trybią na tych samych falach (bo nie mają
jeszcze dzieci np.) więc urywamy znajomości, nie podtrzymujemy,
tłumacząc to brakiem czasu i swobody naszej.
A
tu myślę błąd. Bo młodzież nam podrośnie pójdzie w swój
świat i nie samym czekaniem na odwiedziny dzieci człowiek powinien
wówczas żyć.
Ja
już teraz zaczynam pielęgnować znajomości, nie ukrywam z
przyjemnością wielką. Pamiętam o imieninach, urodzinach, ciekawi mnie co u moich przyjaciółek, spotykam się. Cieszę się z ich szczęścia ale i pocieszam przy niepowodzeniach. Jestem. Po prostu jestem i One o tym wiedzą ale i ja wiem, że w każdej chwili mogę zadzwonić, pogadać, poryczeć, ponarzekać, pośmiać się, iść do kina, na kawę itd... Nie zamykam się. Taki stan rzeczy mam zamiar utrzymać, myśl o syndromie pustego gniazda absolutnie odrzucam!
A jak jest u Was z przyjaźniami, poszły w odstawkę po urodzeniu dziecka?
Zapraszam na fb
A jak jest u Was z przyjaźniami, poszły w odstawkę po urodzeniu dziecka?
Zapraszam na fb
Bingo! Człowiek narezka na zmęczenie , brak czasu a dzieci tak szybko rosną, że za chwilę będziemy narzekać, że za rzadko je widzimy :(
OdpowiedzUsuńDlatego też trzeba się ogarniać, organizować przyjacielsko i nie tylko;)
OdpowiedzUsuńOtóż to, ale "do tanga trzeba dwojga" :) Co mi da , że ja się ogarnę, a inni znajomi wciąz będą tkwili w tym zamkniętym świecie? ;)
UsuńZarażaj:)przyjaźnią można zarazić nawet największego twardziela! o ile nam na kimś mocno zależy. Ja tez byłam "w kokonie". Moja przyjaciółka jedna, druga na siłę wręcz mnie zarażała przyjaźnią:)
UsuńWitaj ja mam przepsiółki z pracy i nie tylko chodze na kawę obiady z moja ukochana Wiesią ale smutek jak wyfruną pisklęta i tak ponieważ ja na leku na depresję to trudniej mi mimo wszystko się ogarąć a Gonia już fruwa po Berlinie i Lipsku z Polkami i Niemkami oj dzieje się naturalnym tokiem życia
OdpowiedzUsuńWitaj moja bohaterko:) to prawda, że to naturalne i tak się dzieje, taka kolej rzeczy!
OdpowiedzUsuńNo tak... Niedawno urodziłam a synek ma już półtora roku! Gdzie ten czas tak leci.... Na szczęście, nie zerwałam ze znajomymi, co prawda, z niektórymi rzadziej się widujemy bo np im nie pasują nasze godz odwiedzin, musimy się liczyć np z godzinami snu Małego, ale póki siedzę z Małym w domku, nic nie staje na przeszkodzie żeby wsadzić go w auto i jechać na odwiedzinki do koleżanek, siesta w aucie, Mały wyspany i ja spokojna:) wyrwać się z domu do ludzi to taka odskocznia od rzeczywistości! Nie szarej, bo z dzieckiem ona nie jest już szara, ale nabiera dodatkowych kolorów dzięki właśnie takim wypadom do znajomych:)
OdpowiedzUsuńI tak trzymaj. A czas leci...oj leci:)
OdpowiedzUsuńPamiętam jak mój brat się wyprowadził z domu. Mama mi śniadanie przynosiła, obiad nakładała- chyba chciała żebym jak najdłużej została w domu :D
OdpowiedzUsuńWszystko możliwe:)
OdpowiedzUsuńPamiętam jak się wyprowadziłam z domu i zamieszkałam sama: matula dzwoniła kilka razy dziennie sprawdzić czy żyję ;) Potem jej przeszło; chyba uznała, że się nadaję na samodzielną jednostkę społeczną ;)
OdpowiedzUsuńU mnie było to samo:)
UsuńNo właśnie czasem wszędzie dobrze gdzie nas nie ma i narzekamy na nasz los, ale tak naprawdę nam dobrze tak jak jest :) Pozdrawiam serdcznie
OdpowiedzUsuńBo wszystko ma swój czas!
OdpowiedzUsuńMoje życie uległo zmianie zaraz po ślubie. I nie jest to wina tego, że dziecko się nam narodziło, a tego, że dojazdy były dla nas kosztowne. Znajomości się urwały, ale znowu staram się wszystko nadrobić i poprawić. Dzięki temu wiem kto jest i powinien być dla mnie ważny.
OdpowiedzUsuńPrawda jest też taka, że te najprawdziwsze przyjaźnie przetrwają.
OdpowiedzUsuńJa też szybko wyprowadziłam się z domu. Aż ciężko mi pomyśleć o tym, że kiedyś zrobi to Zosia..
OdpowiedzUsuńJa też tak mam!
OdpowiedzUsuńCzęsto gdy sił mi brakuje i zmęczenie daje górę, pocieszam się "jeszcze za tym zatęsknisz", czas biegnie tak szybko, że moje pocieszenie od razu daje mi kopa do dalszego działania :)
OdpowiedzUsuńA jak dzieci wyfruną to mam nadzieję, że będą często przywozić wnuki :D
Co Ty! będziemy dzwonić do wnuków z Meksyku np.;)
OdpowiedzUsuńCZasem też o tym myślę.. jak to będzie.. inntym razem za to mówię sobie " dajcie mi od siebie odpocząć" :D ale ja to chyba jestem innym "modelem matki" . nie podcinam skrzydeł i nawet z najtrudniejszej ale świadomej i ich decyzji cieszyć się będę. ZAWSZE
OdpowiedzUsuńŁadnie to ujęłaś!
OdpowiedzUsuńStety i niestety jeszcze przede mną długie lata zanim dopadnie mnie syndrom pustego gniazda :) Na razie moje gniazdo jest cyrkiem na kółkach :)
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię również do zabawy LBA w poście http://dwudrzwiowaszafa.blogspot.com/2015/12/poznajmy-sie-czyli-liebster-blog-award.html#more
Jeśli masz ochotę, zapraszam do zabawy :)
Pozdrawiam :)
To tak jak u mnie:)
OdpowiedzUsuńBardzo życiowy temat. :) Często nie myślimy o dalszej przyszłości, a to błąd. Ważne są przyjaźnie, utrzymanie własnego życia, ale i według mnie relacje z ojcem naszego dziecka, jak się uda, wciąż też naszym mężem i partnerem. Myślę, że ten syndrom pustego gniazda też polega na tym że często małżeństwa zaczynają łączyć tylko dzieci. Nie mają wspólnych zainteresowań, wspólnych przyjaciół i jak dzieci wyfruną, to rodzina całkiem emocjonalnie się rozpada. Warto moim zdaniem podtrzymywać różnie związki z ludźmi, a nie tylko być rodzicem, bo wtedy depresja murowana po latach.
OdpowiedzUsuńDokładnie. Nawet w tej chwili nie wyobrażam sobie macierzyństwa bez małej odskoczni:)
OdpowiedzUsuńJa na razie nie myślę o tym jak to będzie i kedy to będzie jak Oluś z domy wybędzie. :D
OdpowiedzUsuńZe znajomymi utrzymywaliśmy i nadal utrzymujemy kontakty. Jednak ze zdecydowanie mniejszą częstotliwością.
Najważniejsze, że te kontakty są:)
OdpowiedzUsuńMoi rodzice nie mogli się doczekać, kiedy wyniesiemy się z domu. Chwilę poszaleli i zatęsknili :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Zazwyczaj tak jest.
OdpowiedzUsuńJa doceniam codzienne poranne przytulanki moich maluchów. każde karmienie, wtulanie nosa w "łyse" włoski... Wiem, że to minie bardzo szybko, zbieram więc takie ciepłe wspomnienia na całe życie
OdpowiedzUsuńA przed chwilą rodziłam, szybko czas leci:)Tak to ciepłe wspomnienia. A najfajniejsze jest to, że tego zmęczenia, nieprzespanych nocy później już nie pamiętamy!
OdpowiedzUsuń