Różnica
wieku między moimi dziećmi wynosi kilka lat, dość długo
byłam mamą jedynaka, jednak obce mi były takie zachowania.
Zauważam pewną prawidłowość.
Od
momentu, kiedy mam 3kę dzieci, zauważam pewną prawidłowość.
Moi znajomi rodzice jedynaków a i nie tylko znajomi, sąsiedzi
również i znajomi mojej rodziny, traktują mój dom jak plac zabaw.
I wcale się nie kryją z tym, że przyjeżdżają albo wysyłają do
nas dzieci, żeby się "wybawiły".
I wszystko byłby w porządku tylko ja mam dosyć chaosu, hałasu, harmidru, bałaganu po takich zabawach.
Noszenia picia - bo mali spragnieni, jedzenia - bo głodni i bycia opiekunką, ochroniarzem, sędzią przy rozpatrywaniu sporów między dziećmi. Wystarczą mi moje obowiązki, których i tak jest sporo.
Doskonale sobie zdaję sprawę z tego, że dzieci z sąsiedztwa pozbawione rodzeństwa, lgną tam gdzie jest śmiech, zabawa, wygłupy itd.
I wszystko byłby w porządku tylko ja mam dosyć chaosu, hałasu, harmidru, bałaganu po takich zabawach.
Noszenia picia - bo mali spragnieni, jedzenia - bo głodni i bycia opiekunką, ochroniarzem, sędzią przy rozpatrywaniu sporów między dziećmi. Wystarczą mi moje obowiązki, których i tak jest sporo.
Doskonale sobie zdaję sprawę z tego, że dzieci z sąsiedztwa pozbawione rodzeństwa, lgną tam gdzie jest śmiech, zabawa, wygłupy itd.
Świetnie to rozumiem.
Rozumiem to, bo też byłam mamą jedynaka. Bardzo często zabierałam swoje dziecko do różnych sal zabaw, których zresztą nie cierpię, ale w imię kontaktów z innymi dziećmi wydawało mi się to ważne. Chodziłam często na place zabaw (których również nie lubię). Jednak nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby wysyłać dziecia mojego do wielodzietnych sąsiadów i obarczać ich dodatkową opieką nad moim dzieckiem.
Do dzisiaj tak mam, że jeśli dziecko moje (najstarsze albo średnie) odwiedza znajomych swoich po uzyskaniu stosownego zaproszenia od nich, to daję w pakiecie również picie, przekąski dla wszystkich tak, aby nie robić problemu. W takich sytuacjach zawsze pada pytanie z mojej strony, czy nie będzie przeszkadzać? Bo jakby co, jestem pod telefonem.
Rozumiem to, bo też byłam mamą jedynaka. Bardzo często zabierałam swoje dziecko do różnych sal zabaw, których zresztą nie cierpię, ale w imię kontaktów z innymi dziećmi wydawało mi się to ważne. Chodziłam często na place zabaw (których również nie lubię). Jednak nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby wysyłać dziecia mojego do wielodzietnych sąsiadów i obarczać ich dodatkową opieką nad moim dzieckiem.
Do dzisiaj tak mam, że jeśli dziecko moje (najstarsze albo średnie) odwiedza znajomych swoich po uzyskaniu stosownego zaproszenia od nich, to daję w pakiecie również picie, przekąski dla wszystkich tak, aby nie robić problemu. W takich sytuacjach zawsze pada pytanie z mojej strony, czy nie będzie przeszkadzać? Bo jakby co, jestem pod telefonem.
Wkurza mnie zachowanie niektórych rodziców.
Teraz ja jestem mamą wielodzietną i martwi mnie tupet, a nawet bezczelność innych. Czy tylko ja na takich trafiam?
Sąsiad jedynak (dziecko, któremu buzia się nie zamyka), dość przemądrzały, ledwo wystawimy nogę za drzwi pyta, czy może przyjść (mam wrażenie, że za chwilę z lodówki wyskoczy), jest go wszędzie pełno i robi za trójkę dzieci. Apetycik również ma spory.
A mama? No cóż. Nigdy nie przyszła i nie zapytała, czy czasami syn Jej nie przeszkadza, czy może zostać. Mam wrażenie, że Jej to pasuje, bo ma wówczas czas tylko dla siebie. Dodam tylko, że moje dzieci nigdy nie były u sąsiada, bo wówczas sytuacja wyglądałaby nieco inaczej.
Moja osobista przyjaciółka, zamiast umówić się ze mną w mieście na kawę (tylko my, kawa i pogaduchy), woli przyjść do mnie. Na moje pytanie: ... dlaczego się tak upiera, odpowiada:... bo mi się dziecko wybawi.
Inni znajomi, rodzice jedynaków, chcąc przyjść do nas, pierwsze pytanie jakie zadają to: ...czy będą dzieci?
Oczywiście, że byłoby to całkiem normalne gdyby działo się tak raz na jakiś czas. Ale to się dzieje cyklicznie, regularnie a w przypadku sąsiada nawet dzień w dzień.
I to wcale nie jest tak...
I to wcale nie jest tak, że dzieciaki zajmują się sobą. Jest dzicz, jest bieganina jak to dzieci. Młodsze chce tak jak starsi i irytuje się ciągle, że nie daje rady czegoś zrobić. Młyn! Dzieciaki podrosną, będzie inaczej. Mam nadzieję. Na razie jest młyn.
Każdemu dziecku poświęcam odpowiednią ilość czasu, pilnuję, doglądam, rozmawiam, przygotowuję posiłki itd. To wcale nie jest tak, jak się mówi i jak się słyszy:
... jedno w tą czy w tamtą, nie ma żadnej różnicy.
Otóż dla mnie jest. I to spora.
Teraz ja jestem mamą wielodzietną i martwi mnie tupet, a nawet bezczelność innych. Czy tylko ja na takich trafiam?
Sąsiad jedynak (dziecko, któremu buzia się nie zamyka), dość przemądrzały, ledwo wystawimy nogę za drzwi pyta, czy może przyjść (mam wrażenie, że za chwilę z lodówki wyskoczy), jest go wszędzie pełno i robi za trójkę dzieci. Apetycik również ma spory.
A mama? No cóż. Nigdy nie przyszła i nie zapytała, czy czasami syn Jej nie przeszkadza, czy może zostać. Mam wrażenie, że Jej to pasuje, bo ma wówczas czas tylko dla siebie. Dodam tylko, że moje dzieci nigdy nie były u sąsiada, bo wówczas sytuacja wyglądałaby nieco inaczej.
Moja osobista przyjaciółka, zamiast umówić się ze mną w mieście na kawę (tylko my, kawa i pogaduchy), woli przyjść do mnie. Na moje pytanie: ... dlaczego się tak upiera, odpowiada:... bo mi się dziecko wybawi.
Inni znajomi, rodzice jedynaków, chcąc przyjść do nas, pierwsze pytanie jakie zadają to: ...czy będą dzieci?
Oczywiście, że byłoby to całkiem normalne gdyby działo się tak raz na jakiś czas. Ale to się dzieje cyklicznie, regularnie a w przypadku sąsiada nawet dzień w dzień.
I to wcale nie jest tak...
I to wcale nie jest tak, że dzieciaki zajmują się sobą. Jest dzicz, jest bieganina jak to dzieci. Młodsze chce tak jak starsi i irytuje się ciągle, że nie daje rady czegoś zrobić. Młyn! Dzieciaki podrosną, będzie inaczej. Mam nadzieję. Na razie jest młyn.
Każdemu dziecku poświęcam odpowiednią ilość czasu, pilnuję, doglądam, rozmawiam, przygotowuję posiłki itd. To wcale nie jest tak, jak się mówi i jak się słyszy:
... jedno w tą czy w tamtą, nie ma żadnej różnicy.
Otóż dla mnie jest. I to spora.
No nie jest nam łatwo ale tak jak piszesz ,podrosną i będzie nam łatwiej.Odpoczniemy na starość :D
OdpowiedzUsuńMam taką nadzieję;)
UsuńI to jest właśnie magia rodzeństwa, bo zawsze wymyślą sobie coś do zabawy :). A jedynacy muszą do tego angażować rodziców, a rodzicom się nie chce, więc każdy sposób "pozbycia się" malucha jest dobry (dla nich). Ja też pamiętam, że jako dziecko chodziłam dużo po koleżankach ale na zmianę, raz ja do nich a później one do mnie i każdy był zadowolony.
OdpowiedzUsuńJa z kolei jako dziecko 3/4 swojego dzieciństwa spędziłam na podwórku, tam się spotykali wszyscy i jedynacy i rodzeństwo. Było super i nikogo nie angażowaliśmy. Dzisiaj czasy sa nieco inne. Jestem w stanie to zrozumieć ale podejścia do tematu niektórych rodziców nie ogarniam.
UsuńMuszę powiedzieć, że dla mnie to szokująca postawa.W życiu się z czymś takim nie spotkałam. Co prawda w moim otoczeniu wciąż mało dzieciatych małżeństw. Ba, mało małżeństw, a co dopiero mówić o dzieciach. Mimo to, nie wyobrażam sobie nie dostać zaproszenia. Co prawda mogę "wprosić się" z dzieckiem do kogoś, pytając wcześniej, czy mogę zostawić i od razu zaprosić do nas w ramach rewanżu. Ale taka postawa jest mega wygodna. CO więcej, Ty pozwalasz na to. Rozumiem Cię, bo ja w takich sprawach też nie jestem zbyt asertywna, ale jeśli tak się dzieje bardzo często, to ludzie wychodzą z założenia, że Tobie to pasuje, że kochasz dzieci do tego stopnia, że i cudze wychowasz (bo zaczyna się to do tego sprowadzać...).
OdpowiedzUsuńTo chyba prawda, bo żal mi dzieciaka.
UsuńWiesz mów otwarcie o tym co Cię boli, bo to w końcu Twój dom!
OdpowiedzUsuńalexanderkowo.pl
Powoli zaczynam. Aczkolwiek z przyjaciółką moją wojnę o to toczymy od roku jak nie dłuzej. Z różnym skutkiem.
UsuńEgoistyczne ale prawdziwe. Liczba posiadanych dzieci nie ma tu chyba nic do rzeczy miałam sztuk raz a znajome ze swoimi pociechami przychodziły tłumnie "sie wybawić" ...Szybko się zbuntowałam i nie sprzątałam, po zabawie dałam szmatę żeby koleżanka posprzątała wylaną kawę a dzieci musiały zabawki poskładać na miejsce i zdarzało mi się usłyszeć komentarze "posprzątaj sama , bo przecież masz tyko jedno dziecko"
OdpowiedzUsuńByć może, z tym że ja takich nalotów jako mama jedynaka nie doświadczyłam:)
UsuńKiedyś było tak, że faktycznie łaziło się po sąsiadach, z tą różnicą, że jak jednego dnia bawiliśmy się na 10piętrze, to drugiego na 6tym itd. Nikt nikogo nie zapraszał, ani się nie umawiał, a nasze mamy miały wolne w kratkę, każda po równo i to było, myślę, ok. natomiast sytuacja, o której piszesz, jest masakryczna. Najgorsze jest to, że jak zwrócisz uwagę, czy nie wyrazisz zgody, to wyjdziesz na wstrętną jędzę.
OdpowiedzUsuńNa szczęście opinię innych mam gdzieś, żal mi natomiast tych dzieci, którym rodzice nie potrafią stworzyć fajnej alternatywy u nich w domu, bo nie lubią hałasu, bo wygodnie jest u kogoś, bo porządek mają itd.
UsuńTwój dom Twoje zasady.
OdpowiedzUsuńNie daj się bo co za dużo to nie zdrowo.
Pozdrawiam.
Tylko, że ja widzę że moim dzieciakom to też sprawia frajdę, tylko ja mam dosyć. W przeciwnym wypadku już dawno zrobiłabym porządek:)
UsuńTo co opisujesz to dla mnie szok. Ani ja nie podrzucam swoich dzieciaków nikomu (chyba, że sytuacja jest krytyczna), ani też nie mam niespodziewanych czy natrętnych gości. Hm... może u mnie nie jest tak fajnie jak u Ciebie ;) z kolei moja przyjaciółka, gdy chcę ją odwiedzić, zawsze mówi: tylko dzieciaki weź. Wychodzi na to, że jestem w całkiem niezłe sytuacji. A Tobie życzę wytrwałości i może trochę asertywności i stanowczości wobec tych, którzy bezsprzecznie nadużywają Twojego dobrego serca :)
OdpowiedzUsuńPretensje mam głównie do rodziców, którzy nie widzą dalej niż czubek własnego nosa:) Bo dzieci nie są niczemu winne.
UsuńWidzisz a na wsi za nim przyjechaliśmy do Trójmiasta dałabym sie pokroić za takie dzieciaki. Serio. A wiesz dlaczego? Bo u nas prawie nie ma w pobliżu żadnych rówieśników moich maluchów i wiem że potrzebowali kontaktu z innymi dziećmi jak niczego innego :) Tu mają raj- kolegów i koleżanki, a od września do szkoły więc problem się rozwiążę. Tak więc przesada w żadną ze stron nie jest wskazana- brak dzieci sąsiadów źle, nadmiar też nie dobrze :)
OdpowiedzUsuńTo prawda "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia". Natomiast w opisanych przypadkach same dzieci tak mnie nie irytyują jak podejście rodziców, którzy nie pomyślą, że wypada zapytać, czasami wyposażyć dziecko w picie dla siebie, czy nawet jakąś przekąskę.
Usuńkiedy przeczytałam tytuł pomyślałam, że będzie to historia o tym jak Twoje dzieci robią plac zabaw z domu, każdy rodzic wie jak to wygląda :P W życiu nie spodziewałam się tego co przeczytałam. jestem mamą jedynaczki, i w życiu nie wpadłabym na to aby zostawiać ją u sąsiadów u góry mają 3 dzieci. Są place zabaw, sale zabaw, różne zajęcia dla dzieci i miejsca w których może się wybawić.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak jak piszesz. A jeśli już chciałabym towarzystwa dla swoejgo dziecka zaprosiłabym do siebie. Przecież to takie proste (jesli byłabym mamą jedynaka):) pozdrawiam serdecznie.
UsuńCzytam, tak czytam i oczom nie wierzę. Serio w życiu bym na taki pomysł nie wpadła. Może czas zacząć tak robić? i sobie odpocząć:) Żartuję oczywiście, ludzie czasami przesadzają i to bardzo. Podrzucić dziecko bo się wybawi...
OdpowiedzUsuńPrzez moment przyszło mi przez myśl żeby mojej sąsiadce podrzucić bez pytania moja całą 3kę, z pyskującym nastolatkiem na czele... ale taka wredna nie jestem;)
UsuńJa to marzę, żeby moja już podrosła i zaczęła zachowywać się poważniej, bo na razie to mam sajgon wszędzie ;)
OdpowiedzUsuńTo tak jak ja:)
UsuńNo masakra! Chyba bym zwariowała w takim hałasie i tłumie, i to dzień w dzień! Nie daj się i może zwróć im delikatnie uwagę, bo taka sytuacja może Cię wykończyć. U mnie na osiedlu wszystkie dzieciaki biegają po polu, nikt się do domów nie zwala całą gromadą. Niedługo Izka będzie z nimi gonić :)
OdpowiedzUsuńTak właśnie wspominam swoje dzieciństwo:)
UsuńNo właśnie, nie zawsze dzieci zajma się sobą nawzajem, a bajzel, który pozostawią po sobie sprzata kto? My, matki! Bo przeciez dzieciaczki zmęczone i goście muszą szybko do domu wracać.......!
OdpowiedzUsuńNo właśnie, nie spotkałam się z tym żeby któraś z goszczących się u nie mam, przed wyjściem rzuciła hasło: no to teraz sprzątamy! Właśnie mi to uświadomiłaś:)
Usuń