Coraz częściej na ulicy, w
markecie, na plaży widuję kobiety – matki które namiętnie oblizują smoczki swoim
dzieciom, później wkładają pociechom do buzi. Mało tego nie tylko
oblizują ale trzymają w zębach, cycają, liżą przez dłuższy czas…
Na sam widok mam odruch wymiotny.
Bosze fuj, ja pierdziele... weź kobieto nie dawaj temu biednemu dziecku tego oblizanego,
obrzydliwego smoczka, jak ono ma się przeciwstawić?
Co zrobić jeśli smoczek się pobrudzi? Nosić ze sobą trzy...przetrzeć chusteczkami (są nawet takie specjalne do przecierania smoczków w sytuacjach awaryjnych)...polać wodą...
Jestem mamą3ki i w życiu nie
przyszło mi do głowy dać dziecku smoczek wytargany przeze mnie wcześniej w
ustach. A o higienę jamy ustanej dbam przesadnie, dodam.
A paciorkowiec, opryszczka, bakteria
Helicobacter pylori a w końcu próchnica?
W naszej za przeproszeniem japie, czy jak kto woli pysku,
jest pełno licznych drobnoustrojów. Samych bakterii jest ponad 300 gatunków, do
tego drożdżaki, wirusy i inne. Wraz z naszą
śliną na oblizanym smoczku czy łyżeczce, którą karmimy dziecko, dajemy
mu w prezencie gratisy. A później dziwimy się, że dziecko ma zaawansowaną
próchnicę, bądź choroby dziąseł a nawet opryszczkę.
Czytałam o doniesieniach
naukowców, że oblizywanie smoczka zmniejsza ryzyko pojawienia się alergii,
egzemy i astmy. Ponadto drobnoustroje z flory bakteryjnej dorosłych pomagają
pobudzać i wzmacniać system odpornościowy dzieci. Takie są wyniki ostatnich badań. I niech
są, niech będą ja jednak nie dam dziecku oblizanego smoczka przez siebie i nie
chodzi wcale o przesadną higienę. Talerza po kimś też lizać nie mam ochoty.
Znam równie fajne, inne elementy, które można possać z dużą
przyjemnością nie narażając dziecka na próchnicę np. lizak chociażby ;-)
:D dobrze piszesz :) jestem tego samego zdania. To samo tyczy się oblizywania łyżeczki, gdy karmi się dziecko jogurtem, kaszką czy zupą.
OdpowiedzUsuńDokładnie. Ze sztućcami jest chyba jest jeszcze gorzej, bo zdarza się, że tymi to karmią siebie i NASZE dziecko babcie, dziadkowie, ciotki a nawet ... ble... opiekunki.
OdpowiedzUsuńOblizywanie smoka to pikuś przy tym co ja slyszałam. Matka bierze jedzenie do buzi przeżuwa i daje dziecku do zjedzenia...fujjj
OdpowiedzUsuńBle, fuj ... straszne!
OdpowiedzUsuńMoja znajoma dawała dziecku smoczek prosto z chodnika/ulicy. Sama brzydziła się oblizać, ale dziecku dawała. :D
OdpowiedzUsuńJa szukam zawsze jakiejś dobrej duszy, która użyczy mi trochę wrzątku, ew. noszę minimum dwie butelki na picie (ze smoczków już nie korzystamy). :)
Moje najmłodsze dziecię dało radę bez smoczka, natomiast przy pozostałej dwójce miałam po kilka smoczków, razem z ochronkami i zabierałam je na spacer (jaki to problem przecież).
OdpowiedzUsuńŻaden. I dlatego też nie rozumiem oblizywania smoczka dziecka. Ja nawet staram się nie dawać buziaków w usta - w czoło, policzki, ale nie w usta. Nie pozwalam też, by wkładał mi czy komukolwiek innemu palce do buzi - może to przyszły stomatolog. ;) Tak czy siak, musiałam się sporo natłumaczyć krewnym i to tak, żeby się nikt nie obraził, że jest to niehigieniczne, że młody ma jeszcze niedojrzałą odporność. A dla siebie zatrzymałam, że mnie to po prostu odrzuca. ;)
UsuńNo właśnie najgorzej z tymi krewnymi... Jak posłuchają to pół biedy ale gorzej ja Ty sobie a Oni sobie, wówczas nerwy puszczają.
OdpowiedzUsuńBo wymyślasz, bo za ich czasów było tak i tak, bo jakaś kuzynka tak robi i dziecko jest zdrowe... Znam to wszystko. :) Wystarczy, że musiałam wybijać teściom z głów pieluchy tetrowe - wg nich takie dobre, bo tańsze. Nie rozumieli, że nie mam zamiaru w kółko robić prania, prasować i przebierać dziecko po każdym siku. ;)
UsuńStraszne... tłumaczysz się jakbyś coś złego zrobiła a Ty (My) tylko chcemy chować po swojemu, najlepiej jak potrafimy,
OdpowiedzUsuń