Jak wyglądało moje
życie przed i po urodzeniu dzieci. No zasadnicze różnice
są.
Przed:
W sumie miałam
przyjemność myśleć tylko o sobie, o swoich przyjemnościach, swoich
potrzebach, swoich zachciankach, swoim wyglądzie, swoim ubiorze, dysponowałam swoimi
własnymi zarobionymi przez siebie pieniędzmi, mogłam odłożyć swoje własne
zarobione przez siebie pieniądze na swoje własne indywidualne potrzeby. Mogłam
robić zakupy w marketach nie sugerując się ceną ani wyglądem ani terminem
ważności (bo jeśli się podtrułam to tylko ja), korzystałam z usług: fryzjer,
kosmetyczka, manicure (och! zadbane łapy miałam, a co). Nigdy nie musiałam się
odchudzać. Mogłam jeść słodycze, chipsy, popijać colą, bez obawy, że ktoś to
zobaczy i będzie chciał jeść to samo a przecież to niezdrowe jest, trzeba
przykład młodszym dawać. Robiłam obiad wtedy kiedy miałam na to ochotę a nie z
przymusu bo trzeba ekipę wykarmić. Dwa razy w roku wakacje, zimą narty, latem
morze, a tam byczenie się na leżaczkach, książka dobra, wineczko, szum „fali” ;),
ciepły piasek, strzaskana na machoń, w pełni akceptująca swój wygląd, …….
miłłooooo było.
Szafa moja pękała w
szwach. Co jak co ale ubranym dobrze, z
dobrze dobranymi dodatkami, trzeba było być.
Rano wstawałam, dzień
zaczynałam od kawki. Jej woń, zapach unosił się po całym mieszkaniu, lekka
sałateczka owocowa, bądź warzywna (był czas na jej przygotowanie) w połowie
spakowana do pojemniczka i zabrana do pracy. Wcześniej oczywiście godzina
sterczenia przed lustrem bo make up perfekcyjny musiał być a fryz bez gniazda
absolutnie z tyłu.
W porze obiadowej a to
różnie, często w mieście, bo później albo zakupy z przyjaciółką albo kino,
albo randka.
Miałam czas na
realizowanie swoich pasji i zainteresowań, przy pierwszym , nawet przy drugim
dziecku jeszcze masz na to czas, przy pomocy innych ale przy trzecim i
podejrzewam wyżej, kiedy musisz się rozczłonkować i dać kawałek siebie każdemu
z nich, realizację własnych pasji odkładamy do emerytury albo trochę wcześniej
jak już dzieci uznają, że są dorosłe.
Po:
Taaaa …… No więc ze wszystkich wyżej opisanych
przyzwyczajeń, zachowań, upodobań została tylko kawa o poranku. Trochę inaczej
smakuje bo pita jest zimna w najlepszym przypadku letnia, bo trzeba najpierw
zaspokoić potrzeby żywieniowe innych.
Reszta jest
wspomnieniem.
Na co dzień ulubionym
wdziankiem są dresy, które można poplamić , nie trzeba prasować, robią dość
często za chusteczkę do ust bądź nosa przy katarze innych.
Fryzjer raz na pół
roku, manicure profesjonalny ( hm….. co to takiego?)
Shopping tak jak
najbardziej na wyprzedażach w dziecięcych sklepach.
Pasje, zainteresowania
odłożone na później.
Oglądanie wiadomości w
słuchawkach i tylko wiadomości bo TV zdominowany przez młodszych, przekonujesz
się po raz kolejny, że: siła tkwi w grupie! Przez chwilę walczysz, że za dużo
oglądania, po pewnym czasie wymiękasz i ustępujesz chcąc mieć chwilę błogiej
ciszy i czas choćby na przygotowanie obiadu.
Książka …. a tak ……jak
masz siłę w nocy……, bo to czas twój.
Make up dwa razy do
roku, Wigilia i Wielkanoc.
Żałuję?
Nigdy …… czasami
tęsknię za „ciepłą kawą” ale przyjdzie i na nią czas.
Natomiast nigdy nie
byłam tak przytulana, tak kochana, tak potrzebna, nigdy nie słyszałam tyle razy
„kocham Cię”, nigdy nie widziałam w kimś siebie samej. W pewnym momencie
łapiesz się na tym, że kupienie ciuszka Twojemu dzieciaczkowi sprawia Ci o
wiele większą przyjemność niż sobie samej. Łapiesz się na tym, że urządzenie
bajkowego seansu filmowego z dzieciarkami wtulonymi w Ciebie, sprawia Ci większą
przyjemność niż wyjście do pubu z kumpelą. Dawanie szczęścia innym w pewnym
momencie zaczęło Ci sprawiać o wiele większą frajdę niż uszczęśliwianie siebie.
Zmieniło się moje życie bardzo ale ... nie żałuję!
♡♡♡♡♡♡♡
OdpowiedzUsuńTak bardzo się zgadzam. Ostatnio opatentowałam sposób na kawę. Piję ją w łazience, gdy młody zalicza poranną, pośniadaniową kąpiel.
Sobie kupowałam ciuchy ostatnio, bo musiałam, bo pierwszy brzuch był na zimę, a teraz lato, więc nie mogę w bluzach chodzić.
I najważniejsze dla mnie jest, by ten mały szatan zjadł codziennie przynajmniej po jednej porcji owoców i warzyw.
Kiedyś ważne dla mnie były imprezy, ciuchy i imprezy. Teraz uczę się pieczenia, zdrowego gotowania i cierpliwości. A wszystko to dla tego człowieka, który podsuwa czoło do całowania i zawsze robi "oooo", gdy się przytula. :)
I nawet jeśli wyglądam źle, przy ostatniej wizycie u fryzjera miałam takie odrosty, że myślała, że to ombre, a nawet zdarzyło mi się wejść w kupę dziecka, to nie żałuję niczego. :)
...i nawet jak wieczorem padam na twarz ze zmęczenia, to patrzę w te oczy pełne miłości i wiem, że: warto mieć dzieci!
OdpowiedzUsuńI powinnyśmy się cieszyć tym, póki możemy. Dzień po porodzie patrzyłam na to maleństwo i wiedziałam, że za kilkanaście lat usłyszę "no weź, mamo..." ;)
UsuńPowiem Ci usłyszysz gorsze rzeczy! ... ale zawsze tłumaczę to fazą rozwojową :-)
OdpowiedzUsuń