Moje zwykłe a jednak niezwykłe macierzyństwo

środa, 22 lipca 2015

Moje życie przed ... i po ...

Jak wyglądało moje życie przed i po urodzeniu dzieci. No zasadnicze różnice są.


Przed:

W sumie miałam przyjemność myśleć tylko o sobie, o swoich przyjemnościach, swoich potrzebach, swoich zachciankach, swoim wyglądzie, swoim ubiorze, dysponowałam swoimi własnymi zarobionymi przez siebie pieniędzmi, mogłam odłożyć swoje własne zarobione przez siebie pieniądze na swoje własne indywidualne potrzeby. Mogłam robić zakupy w marketach nie sugerując się ceną ani wyglądem ani terminem ważności (bo jeśli się podtrułam to tylko ja), korzystałam z usług: fryzjer, kosmetyczka, manicure (och! zadbane łapy miałam, a co). Nigdy nie musiałam się odchudzać. Mogłam jeść słodycze, chipsy, popijać colą, bez obawy, że ktoś to zobaczy i będzie chciał jeść to samo a przecież to niezdrowe jest, trzeba przykład młodszym dawać. Robiłam obiad wtedy kiedy miałam na to ochotę a nie z przymusu bo trzeba ekipę wykarmić. Dwa razy w roku wakacje, zimą narty, latem morze, a tam byczenie się na leżaczkach, książka dobra, wineczko, szum „fali” ;), ciepły piasek, strzaskana na machoń, w pełni akceptująca swój wygląd, ……. miłłooooo było.

Szafa moja pękała w szwach.  Co jak co ale ubranym dobrze, z dobrze dobranymi dodatkami, trzeba było być.

Rano wstawałam, dzień zaczynałam od kawki. Jej woń, zapach unosił się po całym mieszkaniu, lekka sałateczka owocowa, bądź warzywna (był czas na jej przygotowanie) w połowie spakowana do pojemniczka i zabrana do pracy. Wcześniej oczywiście godzina sterczenia przed lustrem bo make up perfekcyjny musiał być a fryz bez gniazda absolutnie z tyłu.

W porze obiadowej a to różnie, często w mieście, bo później albo zakupy z przyjaciółką albo kino, albo randka.

Miałam czas na realizowanie swoich pasji i zainteresowań, przy pierwszym , nawet przy drugim dziecku jeszcze masz na to czas, przy pomocy innych ale przy trzecim i podejrzewam wyżej, kiedy musisz się rozczłonkować i dać kawałek siebie każdemu z nich, realizację własnych pasji odkładamy do emerytury albo trochę wcześniej jak już dzieci uznają, że są dorosłe.



Po:



Taaaa ……  No więc ze wszystkich wyżej opisanych przyzwyczajeń, zachowań, upodobań została tylko kawa o poranku. Trochę inaczej smakuje bo pita jest zimna w najlepszym przypadku letnia, bo trzeba najpierw zaspokoić potrzeby żywieniowe innych.

Reszta jest wspomnieniem.

Na co dzień ulubionym wdziankiem są dresy, które można poplamić , nie trzeba prasować, robią dość często za chusteczkę do ust bądź nosa przy katarze innych.

Fryzjer raz na pół roku, manicure profesjonalny ( hm….. co to takiego?)

Shopping tak jak najbardziej na wyprzedażach w dziecięcych sklepach.

Pasje, zainteresowania odłożone na później.

Oglądanie wiadomości w słuchawkach i tylko wiadomości bo TV zdominowany przez młodszych, przekonujesz się po raz kolejny, że: siła tkwi w grupie! Przez chwilę walczysz, że za dużo oglądania, po pewnym czasie wymiękasz i ustępujesz chcąc mieć chwilę błogiej ciszy i czas choćby na przygotowanie obiadu.

Książka …. a tak ……jak masz siłę w nocy……, bo to czas twój.

Make up dwa razy do roku, Wigilia i Wielkanoc.

Żałuję?

Nigdy …… czasami tęsknię za „ciepłą kawą” ale przyjdzie i na nią czas.

Natomiast nigdy nie byłam tak przytulana, tak kochana, tak potrzebna, nigdy nie słyszałam tyle razy „kocham Cię”, nigdy nie widziałam w kimś siebie samej. W pewnym momencie łapiesz się na tym, że kupienie ciuszka Twojemu dzieciaczkowi sprawia Ci o wiele większą przyjemność niż sobie samej. Łapiesz się na tym, że urządzenie bajkowego seansu filmowego z dzieciarkami wtulonymi w Ciebie, sprawia Ci większą przyjemność niż wyjście do pubu z kumpelą. Dawanie szczęścia innym w pewnym momencie zaczęło Ci sprawiać o wiele większą frajdę niż uszczęśliwianie siebie.


Zmieniło się moje życie bardzo ale ... nie żałuję!


 










4 komentarze :

  1. ♡♡♡♡♡♡♡
    Tak bardzo się zgadzam. Ostatnio opatentowałam sposób na kawę. Piję ją w łazience, gdy młody zalicza poranną, pośniadaniową kąpiel.
    Sobie kupowałam ciuchy ostatnio, bo musiałam, bo pierwszy brzuch był na zimę, a teraz lato, więc nie mogę w bluzach chodzić.
    I najważniejsze dla mnie jest, by ten mały szatan zjadł codziennie przynajmniej po jednej porcji owoców i warzyw.
    Kiedyś ważne dla mnie były imprezy, ciuchy i imprezy. Teraz uczę się pieczenia, zdrowego gotowania i cierpliwości. A wszystko to dla tego człowieka, który podsuwa czoło do całowania i zawsze robi "oooo", gdy się przytula. :)
    I nawet jeśli wyglądam źle, przy ostatniej wizycie u fryzjera miałam takie odrosty, że myślała, że to ombre, a nawet zdarzyło mi się wejść w kupę dziecka, to nie żałuję niczego. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ...i nawet jak wieczorem padam na twarz ze zmęczenia, to patrzę w te oczy pełne miłości i wiem, że: warto mieć dzieci!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I powinnyśmy się cieszyć tym, póki możemy. Dzień po porodzie patrzyłam na to maleństwo i wiedziałam, że za kilkanaście lat usłyszę "no weź, mamo..." ;)

      Usuń
  3. Powiem Ci usłyszysz gorsze rzeczy! ... ale zawsze tłumaczę to fazą rozwojową :-)

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za przeczytanie, dzięki dzięki za przyszły i ewentualny komentarz :-)