Zazwyczaj Ci którzy lubią być dobrze przygotowani już zimą
planują letnie wakacje, bo żeby było taniej, bo żeby były miejsca, żeby był wybór itd.
Człowiek mając małe dzieci tak do 5 lat nawet, właściwie
takich wakacji nie może nazwać wypoczynkiem dla siebie. Mowa o wakacjach bez animatora!
Ja przyjeżdżam z
takiego urlopu zmęczona, dziękując Bogu i innym, że już w domu jestem.
Przed wyjazdem dzieci są podekscytowane z tydzień, dwa jakby
5 kaw dziennie piły plus trzy energetyki. Codziennie odpowiadasz na 25 pytań
kiedy jedziemy, kiedy będzie, piątek a ile jeszcze dni zostało……. Pakowanie
polega na wykłócaniu się, że nie można zabrać całego pokoju, wszystkich
zabawek, pluszaków , żółwia i akwarium z rybkami ze sobą, bo się nie zmieści w
walizeczce, poza tym jedziemy tylko na parę dni.
Siebie pakujemy w locie i połowy rzeczy zapominamy, bo
myślimy głównie o dzieciach.
Jak już przychodzi dzień wyjazdu to już jest nerwowo, bo albo
zaspaliśmy, albo mamy poślizg, albo naszym pociechom odbija z radości do tego
stopnia, że nie jesteśmy w stanie nad nimi zapanować . Nagle 100 rzeczy musimy
zrobić przed wyjazdem, Cofamy się po okulary, ładowarkę a jeszcze aparat
przydałby się… W nerwowej atmosferze wsiadamy do samochodu załadowanego po sam
szczyt, wszystkim jest niewygodnie ale nikt nic nie mówi bo za chwilę ma być
super fajnie.
No i zaczyna się marudzenie w samochodzie, siku, jeść, siku,
nudzi mi się , co 5 minut pytanie daleko jeszcze, kiedy będziemy?
Wychodzi, że na starcie już jesteśmy ugotowani.
Ostatnie kilometry odliczamy , jakbyśmy czekali na losowanie
toto lotka ze świadomością, że padnie nasza wygrana.
W końcu dojeżdżamy. Ponownie stykamy się rozemocjonowaniem
naszych dzieci ale nic to rozpakowujemy bagaże i idziemy na plażę.
Nareszcie. Chwila ciszy.
Niestety jak co roku nie trafiliśmy z pogodą. Nie pada ale
jest zimno i zaczyna się ryk. Dzieci
chcą się kąpać, choć zimno, chcą się bawić w piachu choć mokry….
Idziemy na frytki i rybkę, po trzech frytkach chcą pizzę…..
lody w nieograniczonej ilości i gofry ze wszystkim co się da.
Nie możemy siedzieć cały dzień na plaży jak planowaliśmy, bo
pogoda nie jest fajna, w związku z tym budki i stragany w nadmorskiej
miejscowości oblegane z każdej strony … Trzeba odciągać na siłę …znowu ryk. Wszyscy
się gapią. W końcu dorośli mają dosyć - też się pożrą , bo jak wszyscy to
wszyscy, czemu mamy być gorsi.
Odliczamy chwilę do powrotu , do domciu do naszych czterech
kątów, gdzie wszystko jest w miarę przewidywalne.
Następne wakacje za 5 lat proszę.
Hahaha.. Nie wyobrażam sobie takich wakacji. Pewnie dlatego nigdzie nie jeździmy. Do nas, pokonanie 300 kilometrów to istna mordęga. Pić, siku, jeść, żygać, daleko jeszcze, żygać, pić, daleko jeszcze, mamooooo!!!
OdpowiedzUsuńA ja mam jedno marzenie, żeby zasnął...
No i gdzie te czasy wylegiwania się na plaży bez ciągłego wodzenia wzrokiem za naszymi kochanymi pociechami...
OdpowiedzUsuńWłaśnie. Z dziećmi ciężko jest wypocząć. Z jednym pół biedy, ale z dwójką lub większą gromada to już hardcore...
OdpowiedzUsuńNa szczęście tak jest tylko przez pierwszych kilka lat. Później nastoletnie dziecię nie chce chadzać na plażę, bo śpi do 15 więc luz :-)
OdpowiedzUsuńDla mnie wakacje z kochanymi to czysta przyjemność, ale Antek ma 3 lata i znakomicie bawi się np. podlewając rośliny.
OdpowiedzUsuńTylko się cieszyć :)
OdpowiedzUsuń