Moje zwykłe a jednak niezwykłe macierzyństwo

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Słodki czas wolności (dla dzieci) nastał!

Jak byłam dzieckiem, to czekałam na wakacje. Każdy czekał na wakacje. Byłam osobnikiem nie uczęszczającym na kolonie, obozy, powodów nie znam. Natomiast przykro mi z tego tytułu na pewno nie było. Już sobie tam jakoś czas urozmaicałam w bezpieczny bądź mniej bezpieczny sposób.


Jakiś czas temu znajomy, który nie ma dzieci podczas rozmowy o wakacjach zrobił wielkie oczy jak usłyszał, że szkoły i przedszkola w wakacje nie działają. Zdarza się, że przedszkola niektóre miesiąc tylko wakacji mają ale szkoły są całe dwa miesiące zamknięte. Jakoś tak zapomniał jak to było za jego czasów. I z wielkim przerażeniem spojrzał na nas z pytaniem: to co robią ci rodzice którzy pracują z dziećmi w tym czasie?

No właśnie i to jest problem. Bo z tym jest różnie.

Jako małe dziecko z kluczem na szyi biegałam przed blokiem, jak rodzice w pracy byli, od rana często do wieczora. Inne czasy były. Bardziej bezpieczne, mnie  samochodów przede wszystkim, motorów, skuterów, czy innych śmigaczy. Pewnie mniej różnych innych historii, o których nie chcę pisać, bo sama myśl mnie już przeraża.

W każdym razie absolutnie dziecka 5-6 letniego samego, nie wypuściłabym w mieście przy ruchliwej ulicy, będąc w domu a co dopiero w pracy.

I co począć w takiej sytuacji?

Dziadkowie – najlepsza z możliwych opcja. Nie dość, że przypilnują, to jeszcze nakarmią, wycałują, porozpieszczają, wykochają, wybawią, zmęczą. Odbieramy dziecię wyhasane, zmęczone, śnięte… jak dziadkowie mieszkają w tej samej miejscowości ale często jest tak, że zostawiamy na czas jakiś a nawet i całe wakacje.

Jak nie ma dziadków, bądź są czynni zawodowo, to co …. no opiekunka. Ewentualnie wyjazd do kuzynostwa, pod warunkiem że dzieci kuzynostwa przyjadą do nas na jakąś część wakacji  a my mamy na takie goszczenie warunki.

Jak nie ma kuzynostwa to czasami rodzice biorą urlop. Lipiec-mama sierpień-tata i z dzieckiem, bądź z dziećmi w domu siedzą. A na wakacje już razem nie jadą, bo urlop  wykorzystany.
Kolejna opcja ale za tą przyjemność już płacimy. Kolonie - obozy, tu wybór jest taki, że głowa mała. Jest w czym wybierać. Polecam do poczytania tu

Bądź też fajną sprawą są półkolonie, przeważnie w miastach organizowane. Czyli rodzic jadąc do pracy zawozi dziecko a po pracy odbiera. Wiemy gdzie dzieć nasz przebywa, opieka zapewniona. Lepiej nam na duszy. Każde miasto ma pewnie sporo takich propozycji.


No i tak łatamy tydzień po tygodniu, co tu z dzieckiem/ćmi zrobić w te super fajne wakacje. Kurka wodna logistyka w praktyce jak nic.

Długopisy i planery w ruch, bo słodki i beztroski czas dla dzieci  naszych nastał.

6 komentarzy :

  1. Aż się boje myśleć, co to będzie, gdy Młody pójdzie do szkoły a ja przez dziesięć miesięcy będę kminić jak mu zorganizować czas w akacje, żeby i on skorzystał i ja nie straciła... Ale na to mam jeszcze rok, także zaczynam głębsze przemyślenia z zapasem ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No jest to problem o którym przed urodzeniem dzieci nie miałyśmy pojęcia :-) Ale jak to zawsze w życiu bywa ...rzecz w dobrej organizacji jest...

    OdpowiedzUsuń
  3. Boję się co będzie jak Młoda już będzie miała prawdziwe wakacje...ale do tego czasu jeszcze trochę nam zostało

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja córka chodzi jeszcze do przedszkola ale w sierpniu zamknięte więc muszę ją zapisać na miesiąc do innego. My z mężem własnie zdaliśmy sobie niedawno sprawę, że za dwa lata jak pójdzie do szkoły dziadkowie nadal będą na etacie. Podjęliśmy więc ryzykowną akcję i mamy zamiar zrezygnować z etatów i pomyśleć nad samozatrudnieniem. Wtedy będzie łatwiej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdecydowanie łatwiej. A najlepiej zorganizować sobie pracę w domu :)
    Nauczyciele w tym momencie mają cudnie.

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za przeczytanie, dzięki dzięki za przyszły i ewentualny komentarz :-)