Pewnie nie jeden raz i
niejedna mama, czy niejeden tata z przerażeniem usłyszeli wołanie dziecka: „…..
mamo mam coś w nosie…..”
Chwila grozy. Jeszcze
jak dziecko już mówi, to określi dokładanie co się stało, gdzie powędrowało, co
to było i gdzie utknęło. A jak mały brzdąc nie potrafi jeszcze mówić, to …. mamy
problem i to duży.
Są to takie sytuacje, w
których ja osobiście patrząc na siebie w tym momencie z dużą negacją, wpadam w
panikę. Taki defekt. Nie wiem co mam robić, nagle gubi mi się telefon,
komputera nie mogę włączyć, żeby szybko sprawdzić co robić….. chwyta mnie
totalna bezmyślność. Sytuację ratuje mój mąż – Pan Stoicki Spokój.
Przeżyliśmy dwie takie
sytuacje i nikomu nie życzę.
Pierwsze dziecię
wsadziło sobie tik-taka do nosa, przybiegło piszcząc, płacząc pokazując na nos.
Ponieważ dość szybko dziecię dało znać, że coś jest nie tak, tik-taka
widzieliśmy i wydmuchaliśmy. Tak jak radzą:
zaciskając jedną zdrową, pustą, dziurkę kazaliśmy mocno dmuchać tą gdzie
utkwiło to coś, w naszym przypadku był
to tik-tak. Uraz do tik - taków mam taki, że do dzisiaj nie kupuje. Nawet nie
mogę spojrzeć na tik-taka tak go nie lubię.
Teoretycznie miałam
nauczkę i bacznie zwracałam, od tego czasu uwagę, na wszystkie drobne elementy,
zabawki zawsze były dostosowane do wieku. Bardzo dobrze rozumiałam napis na
zabawce :…nieodpowiednie dla dzieci poniżej 3 roku życiu, ryzyko, udławienia,
połknięcia itd….. Zdawałam sobie sprawę, że może do czegoś takiego dojść. Przez
ten jeden incydent z tik-takiem miałam również uraz do wszelkiego rodzaju landrynek, popularnych
cukierków szklaków, lizaków, mentosów i tym podobnych. W zawiązku z tym nie
daje dzieciom tego typu rzeczy do dzisiaj i tak się przyzwyczaiły, że nie lubią
(uff całe szczęście).
No ale ludzie…. na
naszych oczach…. znowu… niewinna gazeta, dziecię się bawiło i zwijało gazetę w
kulki dość spore, zabawa była przednia i nagle płacz, pisk, pocieranie nosa….
Na 25 sekund zatrzymało mi się serce, znowu nie wiedziałam za co złapać….. już
się szykowałam na „ostry dyżur” ale chłopaki mają inaczej. Pan Stoicki Spokój (
mężuch) pokonał spanikowaną, gorącą krew moją. Trwało to może z 20 min ale
dziecię posłuchało i mocno również wydmuchało. Tak jak zalecają. Była to spora
kulka włożona sprytnie do noska. Nie życzę nikomu niczego podobnego.
A tak uważałam na
wszelkiego rodzaju guziki, koraliki, igły, małe kolczyki, groch, fasola, monety,
baterie, haczyki, klocki, medaliki, zawieszki, spinki …. no sporo tego jest. Pół
żartem pół serio czasami mam ochotę dzieciowi nałożyć klamerkę na nos i ściągać
na noc tylko a na uszy specjalne nauszniki, żeby tylko nie usłyszeć już :
„….mamo mam coś w nosie…”
Poniżej porady co
zrobić gdy….
Wiesz co.. Jak byłam mała wsadziłam sobie do nosa kulkę nesquika. Nie wiem, co mną kierowało :D Jednak śmiech śmiechem, a ja miałam problem. Na szczęście opiekująca się mną babcią nie z jednego pieca chleb jadła i zaraz kazała mi dmuchać. Masakra jakaś, jak dziwne pomysły mogą mieć dzieciaki...
OdpowiedzUsuńCiekawość po prostu, dzieciaki sprawdzają czy coś wejdzie, czy coś pasuje, czy się zmieści....
Usuń