"To nie ja" to zwrot, który często pojawia się w rodzinach wielodzietnych...
choć pewnie nie tylko wielodzietnych.
To
nie ja!
Kto
rozsypał ciastka na podłodze?
- to nie ja! To On!
Kto
wyrzucił śmieci obok kubła, zamiast do kubła?
- to nie ja!
Kto
tu zrobił taki bałagan?
- to nie ja!
Kto
mi zjadł jogurt?
- to nie ja!
Kto
krzywo powkładał naczynia do zmywarki?
- to nie ja!
I
tak czas biegnie. Zwrotu "to nie ja" jest coraz więcej w miarę
dorastania dzieci. Jakby nie było! Jest na kogo zwalić w takich rodzinach wielodzietnych.
I
powiem Wam w wielkiej tajemnicy, że "to nie ja" przechodzi czasami na rodziców😉. Zaraz uzasadnię dlaczego.
- kto
zjadł czekoladę z szafki? pyta mnie mąż kilka dni temu.
- ... ale skąd, to nie ja!
No
to kto?
- nie wiem, może krasnoludki 😉
Chodzi o to, że podobno zwalanie winy na innych jest zaraźliwe, rozprzestrzenia się jak wirus, tak twierdzą naukowcy z Kalifornii
"...Okazuje się, że wskazywanie palcem na innych jest... zaraźliwe. Wystarczy, że ktoś w naszej obecności to robi, nawet nie wobec nas, a już sami mamy ochotę, by jakąś odpowiedzialność na kogoś zwalić. I nie ma tu znaczenia, kto naprawdę za coś jest odpowiedzialny, sam mechanizm wskazywania na innych roznosi się jak wirus...." (czytaj więcej na rmf24.pl)
I
żarty żartami, ale lepiej młodzież od dziaciaka uczyć, że o
wiele lepszym rozwiązaniem jest przyznanie się do winy, przyznanie
się do błędu i próba naprawienia tego co przez przypadek
"zepsuliśmy". Bo przecież nikt nie urodził się idealny
a uczymy się całe życie między innymi na własnych błędach.
Moja córa już zaczyna... U nas np. wszystkiemu winny jest pies! Chyba tylko cierpliwość nas uratuje i ciągłe tłumaczenie, że lepiej się przyznać, niż kombinować. U Was jeszcze jest na kogo zwalić, moja jest jedynaczką, więc nie bardzo ma wybór :D
OdpowiedzUsuńSytuacja nieco trudniejsza ale daje radę córcia a pies kochany :)
UsuńJa zawsze mówię córce, że wole by sie przyznała! Tłumaczę, że nie będę się gniewać tylko jeśli powie mi prawdę, wtedy musze oczywiście zagryźć zęby by dotrzymać słowa, ale wie, że może mi zaufać i jak dotąd, nie okłamała mnie jeszcze!
OdpowiedzUsuńBardzo słusznie :)
Usuńdobrze że to mija z czasem :P
OdpowiedzUsuńMam taką nadzieję ;)
UsuńJeszcze mam trochę czasu, ale też będę starała się tak wychować i tłumaczyć córce, że wolę prawdę niż kłamstwo
OdpowiedzUsuńZdecydowanie to dobra rozwiązanie :)
UsuńJa zawsze tłumaczę synowi (starszemu, bo młodszy jeszcze nie ogarnia na tyle), że wolę gorzką prawdę niż kłamstwo.
OdpowiedzUsuńSłusznie, również tak robię :)
UsuńU nas wieść rodzinna głosi, ze jak byłam mała ok 2 lata: siedziała sobie w ogródku w wózku i czekała na babcię, miała na główce cudny słomkowy kapelutek, babcia coś długo nie wychodziła. Kiedy wreszcie wyszła zobaczyła dziecinę w kapelutku wyskubanym dokumentnie z dziurą na czubku. Na pytanie co się stało, odpowiedziałam ponoć: to nie ja, to wrona!
OdpowiedzUsuń:) Dobre!
UsuńU nas na razie córcia nie ma na kogo zwalać :) Chociaż jak się czasem pytam, kto zrobił bałagan, to mówi, że tata :) Czyli już się powoli zaczyna!
OdpowiedzUsuńMoże tak być ;)
Usuń