Planując
drugie i trzecie dziecko w życiu nie myślałam, że przyjdzie mi się
zmierzyć z tego typu problemem.
Mój nastoletni dzieć dość długo był jedynakiem i albo jak był jeden tego nie zauważałam, albo tak mają rodziny wielodzietne. Dopuszczam trzecie albo: moja rodzina wielodzietna jest w tym temacie wyjątkowa!
Sytuacja
wygląda następująco: obiad cały zjedzony, ze smakiem (ziemniaczki, mięsko/ryba, warzywka, teoretycznie taki który powinien nasycić, porcje też odpowiednie). 15 minut
później: "mogę coś do jedzenia"? Cała trójka. Tak
regularnie co 15- 20 minut, któreś podbiega do lodówki otwiera ją, gapiąc się na półki dobre 2 minuty i woła:"... mogę coś do
jedzenia?"
Po śniadaniu również, pytanie to pada ... I w ruch idzie a to owoc, a to jogurt a to
ogórek świeży, konserwowy, kiszony, kawałek serka, kukurydza,
groszek, oliwki..., mamo poproszę o tosta, mamo zrób mi kanapeczkę
z pomidorkiem i szyneczką...
A matka to cały czas w kuchni stoi i
spełnia zachcianki kulinarne swoich dzieci. Jest tego więcej niż 5 posiłków dziennie (śniadanie, II śniadanie, obiad, podwieczorek i kolacja).
"... mogę coś do jedzenia?" - to pytanie pojawia się u nas często, czasami przybiera formę bardziej roszczeniową: "... daj coś do jedzenia!"
Dzieć
nastoletni przychodzi ze szkoły pierwsze co: do lodówy!
Wrota
lodówy co chwilę otwierają się. Równie często na pytanie "mogę
coś do jedzenia" matka odpowiada : "zamknij lodówkę, bo
się zepsuje".
I
oni to zjadają, jedzą i jedzą i jeszcze raz jedzą. Cała trójka ma
szczypiorkową budowę ciała, nie że jakieś kloce hoduję. Oni
rzeczywiście mają takie potrzeby.
Problem
polega na tym, że:
Po
pierwsze lodówka musi być cały czas pełna i to raczej musisz dbać
o jakość tego jedzenia, żeby ta szczypiorkowa budowa ciała jednak
utrzymała się.
Po
drugie matka musi być cały czas do dyspozycji, bo o ile nastolatek
sam się obsłuży o tyle małe sobie z najwyższej półki w wysokiej
lodówce nie sięgnie tego czy tamtego.
W
każdym razie jak słyszę po raz 25 : mogę coś do jedzenia? telepie
mną, dostaje drgawek, powyżej 10 razu robię się zielona z "zachwytu"...
I pomyśleć, że kiedyś (dawno, dawno temu) ... w lodówce trzymałam tylko ketchup i mleko;)
U mnie na szczęście chłopaki robią już sobie sami jedzenie ale dobrze wiem o czym mówisz, gdy byli na etapie "mama dasz coś zjeść" też były chwile w których miałam ochotę iść i nie wrócić!!!
OdpowiedzUsuń...i to wieczne napełnianie:)
OdpowiedzUsuńHe he, w takich chwilach strasznie się cieszę, że mam dziewczynki :D Które (przynajmniej póki co) zadowolą się jabłkiem. A wiadomo - aktualnie jabłek wszędzie pod dostatkiem :P :P
OdpowiedzUsuńAle pocieszę Cię - mam po rodzinie dzieci (tudzież młodszą młodzież), która jak wpada w gości to jak szarańcza. A jak po wizycie coś zostaje na stole, to zaczynam się zastanawiać, czy oni czasem aby chorzy nie będą...?!?! ;) ;)
I wiesz... zawsze jest dostawa z Tesco :D :D :D
Jabłka, marchewki u nas też mają branie. Z tego akurat się cieszę:)
UsuńCzytałaś kochana mój dzisiejszy post, więc naprodukuj takiej pasty z cieciorki lub kus kusa-bardzo syte ci to jest :) A tak poważnie, moja córka ma takie "fazy" , że jadłaby non stop :)
OdpowiedzUsuńTa z cieciorki tak mnie kusi. Będę musiała:)
UsuńJem ją już kolejny dzień ;)
UsuńKoniecznie dzisiaj muszę odwiedzić sklep:)
UsuńKetchup i mleko w lodówce to zostaje w lodówce po 15 minutach od powrotu naszych odkurzaczy z przedszkola. Nie wiem co jest - podobno dają im tam jeść; pani twierdzi, że jedzą; oni twierdzą, że zjedli; ubrania mają na sobie ślady obiadu, a pasibrzuchy nadal głodne! Młody z ojcem wyglądają jakby samym powietrzem żyli, a ja ledwo nadążam z robieniem zakupów i gotowaniem.
OdpowiedzUsuńI też mam ciarki gdy słyszę "Mama, głodny jestem!".
To dobrze, że nie tylko u nas tak jest. Uf. Bo już myślałam, że my inni jacyś;)
UsuńMajonez, mleko i wino.
OdpowiedzUsuńMój brat lat 17 - otwiera lodówkę, której drzwi się ledwo domykają i krzyczy "nie ma nic do jedzenia?!" Bo póki nie stoi tam talerz kanapek czy cokolwiek innego, byle gotowego to dla niego lodówka jest pusta. :)
Wino powiadasz...;)Ja mam obsesję na punkcie mleka właśnie i chleba. Tego nigdy nie może zabraknąć.
OdpowiedzUsuńRecepty oczywiście nie mam na takie "przypadłości", ale przypomniało mi się takie wydarzenie. Wpada rodzina (zaproszona) na święta i słyszę "ciociu, chce mi się pić". To daję to co mam przygotowane czyli herbatkę miętową bez cukru. I słyszę "aleja wolę Colę". Nie mam Coli, tylko herbatka lub kompot. Eee, wcale mi się nie chce pić. Właśnie tak to w skrócie było:)
OdpowiedzUsuńTakie ananski to ja też znam, ponieważ u nas tylko wodę się pije, to nawet mama dziecka będąc u nas w gościach oburzona była no jak to nie masz nic innego do picia? Bo jej dziecko wszystko co kolorowe, niekoniecznie zdrowe pije.
UsuńU mnie wręcz przeciwnie mogła by nie istnieć :((( Jak nie wepcham , zagrożę , albo nie zabawię, nie zjedzą w ogóle . Nie wiem co gorsze ...
OdpowiedzUsuńmam nadzieję że lodówka częściej się będzie otwierać :) Miłego wieczoru
Wzajemnie:)
OdpowiedzUsuńja otwieram lodówke żeby nawet popatrzeć co jest tam:D
OdpowiedzUsuńCzasem mi też się zdarzy;)
OdpowiedzUsuńUwierz mi, że z takim niejadkiem jak nasz Bąbel zieleniałabyś ze złości i telepała się równie często ;) Ten z kolei nic nie chce normalnego, ale czekoladę wyczułby z odległości 10 kilometrów...
OdpowiedzUsuńMiałam tak z pierworodnym. Strasznym niejadkiem był tak gdzieś do 3 roku życia, później zmieniło się:)
UsuńHahaha Ty się nie przejmuj u mnie to samo :) ostatnio mówiłam do męża, że nasze dzieci jedzą więcej niż my :)
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się to za mało powiedziane ja jestem przerażona;):)
Usuńzupełnie jak u mnie;))))) choć ja mam Gadów sztuk dwie sama zjadam więcej niż 5 osobowa rodzina razem wzięta;))
OdpowiedzUsuńco poradzisz.......trza kupować i gotowac jaj dla wojska:))))
Oj tak trzeba:)
UsuńJa na studiach mieszkałam ze znajomymi - coś a'la mieszkanie studenckie. Wszystko, co mieliśmy w lodówce to: słoiki - domowe z kompocikiem czy klopsem, piwo, keczup i lód ;)
OdpowiedzUsuńJa na studiach lodówkę miałam za oknem:) I niewiele tam było:)
UsuńJa zawsze jak do mamy wejdę. To do lodówki zaglądam- co ma dobrego:) Mój brat robi podobnie jak przyjedzie:) Nie wiem skąd to się bierze, ale jest na porządku dziennym :D
OdpowiedzUsuńMyślę, ze tak samo z moimi będzie do dorosłości:)
UsuńTo moja kuzynka żartowała że jak małe dzieci i zaglądała do lodówki to było tam tylko światło.
OdpowiedzUsuńTo prawda dzieciaki wymiatają wszystko:)
OdpowiedzUsuńA to dobre. Przypomniałam sobie moje dzieciństwo. Robiliśmy identycznie jak Twoje dzieci, tyle że była nas czwórka ;)
OdpowiedzUsuńJa mieszkam z moją ciocią i 8 letnią kuzynką i u nas to dość powszechne zjawisko. Obiad zjedzony ie minie pół godziny a młoda prosi żeby jej zrobić na przykład pierogi. :)
OdpowiedzUsuńDokładnie tak samo:)
UsuńMój też ciągle sprawdza czy w lodowce jest światło. Jakaś masakra. Ciągle głodny.
OdpowiedzUsuńTo tak jak moi. Pozdrawiam:)
UsuńMoj starszy był niejadkiem a teraz też non stop głodny i w lodówce buszuje. Młodszy mam nadzieję też kiedyś jeść zacznie bo teraz to energią słoneczną najchętniej by się żywił
OdpowiedzUsuńMój dzieć pierworodny też był niejadkiem, ile ja się namęczyłam żeby wcisnąć łyżeczkę, dwie... A teraz jest odwrotnie;)
UsuńMój synek też ma takie fazy... nazywamy je Pacmanem :D
OdpowiedzUsuńAle staramy się, żeby - jeżeli już chłopaki jedzą - to jedli wyłącznie zdrowe rzeczy, żadnych słodkich przekąsek.
Tak i w tym momencie cieszę się, że moi uwielbiają marchewkę, jabłko, groszek o tego typu rzeczy:)
OdpowiedzUsuńJaki rewelacyjny wpis :) U mnie jeszcze etapu głodomorów nie ma, ale się zastanawiałam, czy tak faktycznie potem będzie. Jak widać tak. Aż się boję o koszty ciągłego zapełniania lodówki ;)
OdpowiedzUsuńNo trochę więcej mleka i chleba schodzi, owoców i warzyw też...ale co tam! Damy radę:)
OdpowiedzUsuńMarzę o takiej chwili, kiedy moja Blanka mnie tak zapyta. Chociaż raz! To będzie miód na moje serce! :D
OdpowiedzUsuńZapyta, zapyta... Zobaczysz:)
OdpowiedzUsuńMoje maleństwo ma dopiero pół roku, a wydaje mi się, że już jest ciągle głodne ;)
OdpowiedzUsuńCoś wiem na ten temat:)
UsuńMoje dzieci tak nie mają, a jak już zgłodnieją to proszą o Wasę z serkiem białym :)
OdpowiedzUsuńMoże jeszcze wszystko przed Wami;)
UsuńJaki znajomy widok :D HA HA HA ojj tak u mnie to samo ciągle gdzie się nie obrócę to oni coś "dziamgają" :) ha ha ha
OdpowiedzUsuń:)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńU nas też się czasem pojawiają zachcianki między posiłkami. Pilnuję wtedy żeby Oli zjadł troche więcej na kolejny posiłek i później nawet jeśli chce to mu nic nie daję. Niestety u nas działa to tak, że jeśli zje cos dodatkowo np. po śniadaniu to na drugie nie zje nawet połowy normalnej porcji i drzemka w południe się skraca, bo budzi się głodny i od razu chce jeść. Eh. :/
OdpowiedzUsuńKochana, pozostaje Ci się tylko cieszyć, że dzieci apetyt mają i nie kręca nosem na Twoje kulinarne poczynania :)
OdpowiedzUsuńZawsze szukaj pozytywów :D
Pozwodzenia i wytrwałości :*
Apetyt mają to prawda ale czasami kręcą nosem i szukają substytutu:)
UsuńI to nie tylko w wakacje? Bo czasami jak pogoda nie dopisuje lub dopisuje za bardzo (jest taki skwar, że przebywanie na zewnątrz w cieniu grozi udarem), dzieci siedzą w domu i brakuje im ruchu i tego, co zazwyczaj mają w szkole (czasem jakiś stresik pohamowuje apetyt). Z jednej strony kusi powiedzieć: za mało zajęć, bo z takie częste jedzenie to efekt nudy. Ale czytam twoje posty i jakoś wątpię, by mogli narzekać :). A może taki ogórek to dla dzieciaka, który dojrzewa i rośnie dużo i szybko to trochę za mało? Może jogurt z otrębami, czy coś...wiesz: żeby włączyć węglowodany złożone, które sycą na dłużej, są zdrowe i w ogóle?
OdpowiedzUsuńOczywiście, że zdrowy apetyt, to coś z czego trzeba się cieszyć, ale żebyś Ty stała tylko na straży lodówki 24/7 to się zamęczysz! :)