Moje zwykłe a jednak niezwykłe macierzyństwo

środa, 12 października 2016

Halloween. Tak i nie.

Zbliża się wielkimi krokami koniec października.

Z jednej strony jest to dla mnie smutny i przygnębiający czas. W głowie i w sercu kłębią się wspomnienia i tęsknota za kimś, za czymś co już nie wróci... 

W tym czasie (bo to nie tylko 1 listopada) łezka kręci się w oku, wspomnienia są częste  i pojawia się refleksja nad przemijaniem.


... a z drugiej strony lubię ten moment.

Chodzi oczywiście o Halloween. Lubię robić z dzieciakami dynie, lubię patrzeć jak sprawia im to niesamowitą radość, czasami nawet przebieramy się. Jest fajnie i wesoło. Rok w rok moje dzieciaki czekają na ten moment.


Jednak przez jedno nie przebrnę. 

Cukierek albo psikus!

Nie puszczę moich dzieci za cukierkami po sąsiadach.

Dość sceptycznie podchodzę do tego tematu. A to wszystko przez dzieciaki. Nie moje.

Co roku zmywam z drzwi rozbite jajka, farbę z "latających" balonów, ścieram pastę do zębów z klamek, bądź inną maź i różne takie inne przeboje. I to wcale nie dlatego, że nie daję cukierków chodzącym po domach dzieciakom. Daję, ale albo za mało, albo nie te właśnie, albo miała być kasa na cukierki. Jak kiedyś nie zdążyłam wyjść na czas, to jajkiem prawie w łeb dostałam od roszczeniowych gówniarzy. Drą się przy tym z całą swoją mocą. Oczywiście zaraz później uciekają a że jest ciemno to nie widzisz, czy to syn sąsiadki, czy córka nauczycielki ze szkoły. Poza tym są i tak przebrani, wymalowani. 

Czemu tak się dzieje?

Nie mam pojęcia. Czemu nie potrafią przyjść jak "człowieki", po ludzku, z przyjacielskim nastawieniem, podziękować grzecznie za cuksy.

Dlatego nie puszczę moich dzieci z grupą roszczeniowych gówniarzy, a takie bandy chodzą u nas po osiedlu.

Nawet jeżeli grupka, w której będą moje dzieci, będzie taktowna, spokojna i pokojowo nastawiona tylko na zabawę a nie na wkurzanie sąsiadów, to będzie mniejszością i jest ryzyko, że zostaną odebrani tak jak inni. Wiem, że sporo osób u nas na osiedlu ma tego dosyć. 



Poza tym jest cała masa innych zabaw, które można w ten dzień wykorzystać:

- przebieranie się, malowanie, nawet bal,
- upiorkowe balony,
- lampiony z dyni,
- wrzucanie orzecha do ogniska, jeśli pęknie to znaczy że ktoś odwzajemni twoją miłość,
- jedzenie jabłek, czy ciastek zawieszonych na sznurku, czy nitce. Bez pomocy rąk oczywiście,
- świetlny krąg, polega to na przeskakiwaniu zapalonych świeczek, które ustawione są w kole na ziemi. Te które podczas skoku nie zgasną oznaczają szczęśliwe miesiące w następnym roku :)

Sporo tego można znaleźć w internecie. 

Jak jest u Was? Co myślicie na temat chodzenia dzieci po domach w poszukiwaniu cukierków i psikusach, które przestają być  śmieszne?

Jesteście za, czy przeciw?



22 komentarze :

  1. Ja w ogóle, muszę przyznać, jestem sceptycznie nastawiona do halloween. Nie kręci mnie to. Moja dzieci są za małe, żeby się tego miały domagać. Wolę im opowiedzieć o pradziadku jednym czy drugim, którego nie ma już. To nie tak, że robi się creepy i u nas tylko pozagrobowe klimaty. Tylko czas tak pędzi i ucieka, że czasami tylko wtedy człowiek się opamięta: umarli zyją, póki my o nich pamiętamy. Ale robimy to bardzo delikatnie i nie mordujemy dzieciaków godzinnym wykładem o życiu pozagrobowym, żeby było jasne ;)

    Chociaż póki jest tylko wesoło - jest ok. W przedszkolu zawsze mają "bal dyni", przebierany i jest ok. Ale chodzenie po domach - nie. Jeszcze, żeby jakieś wymierne korzyści z tego były... a tu nic: słodycze niekoniecznie najlepsze, nękanie sąsiadów -to samo. A jak jeszcze ma ktoś je zastraszać (starsze grupy łobuzów) czy krzyczeć, choć nic nie zrobili (bo sąsiad uznał, że każda taka grupa jest tak samo niegrzeczna) - wolę nie. Wolę oszczędzić nerwów i sobie i dzieciom.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, to przykre... Człowiek chce dobrze, cuksy podrzuci, a w nagrodę dostanie jajem... W tyłkach się tym małym "człowiekom" poprzewracało...

    U nas ta nowa tradycja jakoś specjalnie się nie zakorzeniła - we Wrocławiu dzieci nie biegają po domach (przynajmniej w mojej okolicy), u rodziców czasem się pojawią (takie ok. 15 roku życia), wezmą cuksy i idą dalej (chyba że pies biega po ogrodzie, wtedy odpuszczają).

    Dynię zawsze wycinamy chętnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas tak od dobrych 4-5 lat się dzieje. Wcześniej było spokojnie.

      Usuń
  3. Nie spotkałam się póki co z tą tradycją w moim bloku we Wro, ale jakoś jestem obojętnie nastawiona. :) Byleby nie szkodziły, a jesli dobrze się bawią, to czemu nie. :) Chyba wolę ogladać to święto w serialach Amerykańskich, jakoś tamto środowisko jest do tego bardziej naturalnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tez córki nie puszcza z cukierami! Wiem jak moi teście reaguja na takie dzwonienie do drzwi, więc córki na takie typy narażać nie będę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem tradycjonalistką i haloween to dla mnie obce święto. Ty bardziej że jakoś "gryzie" się z naszymi nostalgicznymi Wszystkimi Świętymi. A zaskoczyłaś mnie bo nie wiedziałam że jest u nas praktykowane. Mieszkamy na wsi, u nas na szczęście na razie to mała znana nowość ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja nie mam nic przeciwko Halloween, ale po sąsiadach też bym Młodego nie puściła, bo nastawienie wobec tego święta jest wśród ludzi bardzo różne. Za to po rodzinie zamierzamy chodzić bez skrępowania - dziadkowie,pradziadkowie, ciotki i wujkowie już teraz robią zapasy cukierków ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. U nas to nikt nigdy jeszcze nie chodził, z młodymi to musiałabym sama chodzić, ale skoro nikt nigdy nie chodził, to nikt z sąsiadów cuksów nie ma ;)
    Ale to naprawdę przykre... jak tak można! Dość że dostaną cuksy, to jeszcze takie numery! Może oni nie rozumieją: Cukierek albo psikus? Może oni myślą, że to jest cukierek i psikus... jednym słowem masakra... Ale wycinanie i przebieranie, jak najbardziej, w tym roku właśnie planuję pierwszy raz wycinać dynię z młodymi ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. jestem zaskoczona bo na moich terenach dzieci nie chodza po cukierki, nie rzucają balonów czy jajek. Chyba jeszcze to moje podkarpacie się nie zamerykanizawało :)

    OdpowiedzUsuń
  9. U nas Halloween jest bardzo popularne, ale dopiero w zeszłym roku pierwszy raz się z tym zetknęliśmy tak na żywo - jak zgraja dzieciaków z naszego małego osiedla przyszła po cukierki. Na szczęście było spokojnie i miło, a mamusie, które chodziły z dziećmi, popijały sobie coś w kubeczkach i z pewnością nie była to herbatka ;) W tym roku też trzeba się przygotować i nakupić cukierków. Ale moja Izunia jeszcze za mała, by z nimi chodzić.

    OdpowiedzUsuń
  10. U nas dzieci nie chodzą przebrane, mieszkam po za miastem, gdzie każdy ma swój dom, ogrodzenie i może dlatego. Ogólnie nie mam nic przeciwko halloween i chętnie w ramach rozrywki wytnę z dziećmi dynię, ale szkoda, że te różne polskie zwyczaje i tradycje zostają trochę zapominane jak np. Noc Świętojańska.

    OdpowiedzUsuń
  11. Moda na halloween ewidentnie rozkwita, w zeszłym roku kilka dzieciaków pukało do naszych drzwi. Osobiście nie mam nic przeciwko. Bardzo podobało mi się Halloween w Londynie i spodziewam się, że za kilka lat tak samo będzie w Polsce, a przynajmniej w dużych miastach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego co zauważyłam, wszystko idzie w tym kierunku. Przynajmniej u nas w mieście :)

      Usuń

Dzięki za przeczytanie, dzięki dzięki za przyszły i ewentualny komentarz :-)