"Mama w domu - nie leży i nie pachnie, tylko pracuje!"
To
tytuł akcji, której pomysłodawcą jest Aneta z
bloga www.mama-dwojki.pl. Powstała
ona, po tym jak przeczytała wpis na blogu u Beaty z
bloga www.arbuziaki.pl <--
tutaj przeczytasz post, od którego wszystko się zaczęło. To
właśnie ten wpis stał się dla Niej inspiracją. Pomyślała, że fajnie będzie przeczytać o tym
jak inne matki, zmagają się z codziennością. Poczuć, że inne
mają podobnie, a tym samym uświadomić całej reszcie
społeczeństwa, że my mamy, które siedzimy w domu, także
wykonujemy pewna forma pracy. Pracy za którą nam nikt nie płaci.
Tylko postrzega przez pryzmat powiedzenia " Leżę i pachnę"
To właśnie Aneta - mama dwójki.pl postanowiła zaprosić do akcji, kilka mam blogerek (w tym mnie), aby każda z nich napisała swoją " kartkę z kalendarza". Oto autorki i ich blogi, które podjęły się udziału w akcji:
⚛️ Mama Migotka
⚛️ Młoda mama pisze
⚛️ Beztroska Mama
⚛️ Mama po 30tce
⚛️ Jaśkowe Klimaty
⚛️ Kobieca myślodsiewnia
⚛️ Tosia mama
⚛️ Mamatywna
⚛️ Pani Domowa
To zaczynam i ja 😊
Oto doba z życia matki3ki, która usilnie próbuje wrócić do pracy po kilkuletniej przerwie.
Zacznę od pewnego wtorkowego wieczoru.
14:03.2017 r.
Dzień jak co dzień, ale wszystko zaczęło się sypać późnym popołudniem. Najpierw padło WiF-i. Bloger bez internetu szału dostaje. Ok, spokojnie to tylko awaria... jednak emocje już są.
Wieczorem mąż z pracy wraca, czekam "jak na igłach", bo ostatnio chodzę na dokształcanie po kilka godzin dziennie, aby móc umożliwić sobie powrót do pracy po tak długiej przerwie.
No to czekam "jak na igłach", mąż wchodzi, matka wybiega, odpala swojego "szerszenia" żeby szybko dotrzeć na miejsce, ale i żeby szybko wróć do domu, bo tu jest co robić.
A tu coś strzeliło, biały dym leci z samochodu, nie kumam, nie znam się, wysiadam, już jestem spóźniona. Cholera.
Mąż zagląda pod maskę mówiąc;... nie możesz jechać, coś jest z silnikiem, do mechanika trzeba odstawić ... podwieziemy cię.
Wspaniałomyślnie dotarłam na miejsce, spóźniona, wytłumaczona i już się zastanawiam, jak to będzie jutro... przecież jeśli mam jechać MZK to nie zdążę... bo muszę czekać na męża, aż przyjedzie z pracy i zajmie się dziećmi. Niestety nie mamy z kim ich zostawić.
Ok. Tłumaczę mojemu prowadzącemu owe dokształcanie, proszę o kilka dni wolnych na reorganizację i o zrozumienie.
22:00
Jestem w domu.
Dzieci nie śpią, czekają na mamę. Zawsze daję buzi na dobry sen, więc czekają. Na nic tłumaczenia taty, że już późno, że jutro do szkoły, do przedszkola. Czytanie, buzi i spać...
23:00
Wyciągam z pralki pranie, muszę rozwiesić... dobra rozwieszę... idę pod prysznic i idę spać. W tym czasie uświadamiam sobie, cholera zapomniałam kupić coś na obiad na jutro i zapomniałam zjeść kolacji, trudno, już nie jem jest za późno.
Przed północą wyłania się z pokoju moje nastoletnie dziecię:
... możemy pogadać? - pyta.
... a możemy jutro? - pytam i patrzę błagalnym wzrokiem... widzę kiwnięcie głową. Z wyrzutami sumienia idę spać.
15.03.2017
5:55
Pierwszy budzik, budzący.
6:00
Drugi budzik, muszę wstać, bo jak ja zaśpię to inni również...
Wchodzę do pokoju nastolatka i budzę po raz pierwszy. Mam świadomość, że jak nie obudzę, to się nie obudzi, mimo że budzik w telefonie wyje jak oszalały. Trzeba szarpnąć za ramię ;)
Śniadanie dzieciakom w domu, do szkoły, mycie, kawa obowiązkowo i budzenie reszty ekipy.
W tym czasie uświadamiam sobie: ... przecież nie mam samochodu, na pieszo idziemy, trzeba wcześniej wyjść.
Zagęszczam ruchy. Środkowe dziecko ma na 12:50, najmłodsze na 08:00 do przedszkola. Budzę wszystkich po kilka razy, nie chcą wstać. Ściągam kołdry, drastyczne ale działa. Wstają, jedzą i jak zwykle trzeba poganiać:
... jedz szybciej, bo nie zdążymy,
... idź się myć,
... ubieraj się,
Te zwroty dudnią u nas w domu każdego dnia rano po kilka razy ... Już jestem zmęczona tym poganianiem ... dzieci jak to dzieci, na wszystko mają czas a jeszcze się pokłócą... cudownie...
07:30
Wychodzimy. Nastolatka nie udało mi się dobudzić w końcu olewam to, nie mam czasu. Musimy wyjść, żeby nie spóźnić się na śniadanie do przedszkola. Kilometr mamy. Wszyscy wkurzeni, bo autem zawsze szybciej no i wygodniej. Przeklinam pod nosem.
08:00
Jesteśmy w przedszkolu, buzi w czółko, odstawiamy, wracamy...
Po drodze... przecież trzeba coś na obiad kupić... wchodzimy do sklepu ... oj nazbierały się dwie torby, ziemniaki kalafior, woda, mleko... ciężkie...
Zawsze autem jeżdżę więc mi to nie robi... teraz zastanawiam się jak dojdę z takimi ciężarami... Biorę i idę. Po kilku krokach zatrzymuję się... ciężkie. Jakoś docieramy do domu. Ręce mam wrażenie wydłużyły mi się do samych łydek, szyja boli... Pojawia się pytanie, jak te nasze babki radziły sobie bez samochodów? Katastrofa.
09:30
Siadam, łapię oddech, po 5-u minutach przychodzi moje środkowe dziecko z problemem, bo zeszyt do matematyki się gdzieś zgubił. Idę szukać. Idąc, zaglądam do pokoju nastolatka, jestem przekonana, że jest już w szkole.
O k-wa znowu w wyrze. Awantura, szelki mi puszczają, ręce opadają, bo tak jest niemal co trzeci dzień. Cofam się, odkładając szukanie zeszytu, siadam liczę do 10-u, wymyślam karę, choć z doświadczenia wiem, że niewiele te kary dają... muszę koniecznie znaleźć dzisiaj czas na pogadanie!
10:00
Znalazłam zeszyt, idę robić obiad. Zajmuję mi to ponad godzinę. Ogarniam kuchnię.
11:00 – 11:30
Ściągam pranie, układam, wkładam do szaf ... przygotowuję środkowe dziecko do szkoły...
Po 12:00 wychodzimy do szkoły, również pieszo.
Wracam, na szczęście już bez zakupów więc lżej.
13:00
Ogarniam dom, sprzątam, przekładam rzeczy dziecięce z salonu do pokoi dziecięcych.
W okolicach 14:00 znowu lecę do przedszkola, odbieram moje najmłodsze dziecko, po 15:00 jesteśmy w domu z kilogramem marudzenia, że daleko i że nogi bolą!
Chwilę usiądę, umyję dziecku rączki, buźkę, troszkę się pobawimy albo poczytam i lecimy do szkoły, bo po 16:00 koniec lekcji.
16:50
Jesteśmy w domu.
17:20
Obiad
17:50
Lekcje.
Wyzywam nasz system edukacji, mając przed sobą po raz kolejny idiotyczne zadanie. Po raz kolejny zdaje sobie sprawę, że dom jest "filią" szkoły, że rodzice pełnią bardzo często rolę nauczyciela i są rozliczani przez nauczycieli tych w szkole za wyniki... temat na osobny post. Wezmę się i napiszę, jak ja to wszystko widzę, bo sporo zastrzeżeń (przynajmniej do systemu panującego w naszej szkole) mam!
Niestety nie zdążyłam wszystkiego zrobić z dzieckiem, proszę męża jak przyjeżdża wieczorem już z pracy, aby dokończył... a ja lecę na moje dokształcanie.
W połowie drogi zatrzymuję się: stop przecież prosiłam o kilka dni wolnego na reorganizację. W tym biegu zapomniałam o tym.
Przychodzę jest godz. 20:00 a ja padam na twarz, przypominając sobie, że wczoraj moje nastoletnie dziecko prosiło mnie o rozmowę. Przypominam sobie również, że ostatni raz jadłam rano, a także że przecież mam bloga i znowu nic nie napisałam... itd.
Pojawia się również pytanie? Kiedy gadałam z mężem moim, tak off-line? Ciągle w pędzie i się mijamy... gadając o domowych sprawach przez telefon, bo ostatnio prawie się nie widujemy.
Dni wyglądają podobnie, zmieniają się tyko godziny,oczywiście do tego dochodzi bieżące sprzątanie, zabawy, spacery itd.
Jeszcze przed chwilą miałam do tego zajęte całe weekendy, bo się edukowałam a w tygodniu również uczyłam się do egzaminów. Udało się, kolejny dyplom w łapie mam. Udało mi się choć trochę zrobić dla siebie.
Uświadamiam sobie:
Po pierwsze: kocham moje auto, niech się szybko naprawi, jeżdżąc nim sporo oszczędzam na czasie.
Po drugie: mój zawód to MAMA
Uwielbiam być mamą. Jestem zmęczona, czasami mega wkurzona, zawodowo (chwilowo) niespełniona, ale wiem, że to najpiękniejszy zawód świata. A wiecie skąd to wiem?
Czytam w oczach moich dzieci 😊
Nawet tego mojego nastoletniego dziecia, który po długiej i szczerej rozmowie "naprawia się" w cudowny sposób, bo przecież potrzebuje tyle uwagi co te maluchy moje.
Postanowiłam uczestniczyć w tym projekcie, bo wraz z koleżankami:
"Pragniemy
uświadomić wszystkim, że siedzenie w domu z dzieckiem /dziećmi,
jest także formą pracy. Pracy na więcej niż cały etat bo 24 na
dobę, siedem dni w tygodniu. Chcemy, aby nikt nam już nie mówił,
że nam się nudzi. Że macierzyństwo to sama radość. Przyjemność
siedzenia w domu, bez wysiłku fizycznego czy psychicznego. Odwalamy
kawał wielkiej roboty i pragniemy tylko, aby postrzegać nas za to
co robimy siedząc w domu. Wbrew pozorom, nie leżymy, nie pachniemy.
Jesteśmy w biegu i często zamiast pachnieć, pachniemy, ale
nieprzyjemnie, nie mówiąc, że brzydko😉Padamy ze zmęczenia, ale rano wstajemy. Choć może się walić i
palić, my działamy. Każdego dnia, od rana do nocy..."
Nasz system edukacji wyzywam kilka razy dziennie :) 22:00 a dzieciaki czekały? Ożesz ty w more.....
OdpowiedzUsuńNo czekały...
UsuńJak Ty to pięknie napisałaś- że to nastoletnie dziecko nadal potrzebuje tyle uwagi co maluchy...:* Oby wszyscy o tym pamiętali!
OdpowiedzUsuńTo prawda, dzieci bez względu na wiek są zawsze dziećmi :)
UsuńCiężka praca, fakt, ale masz racje MAMA to najpiękniejszy zawód świata. :-)
OdpowiedzUsuńRównież tak uważam :)
UsuńTo mijania się z mężem jest najgorsze, niby się mieszka razem, a widzi się rzadziej niż przed ślubem.
OdpowiedzUsuńTo prawda, jeszcze nie przyzwyczaiłam się do tego ;)
UsuńWspaniałej akcji się podjęłyście :)
OdpowiedzUsuńCałkowicie się z Wami zgadzam...
A im więcej czytam Wasze historie, tym bardziej się pocieszam...że nie tylko ja tak mam ;)
Myślę nawet, że większość z nas tak ma :) Jak nie wszystkie ;)
UsuńSuper wpis ! zapraszamy do nas na: fairydoorandmooore.pl
OdpowiedzUsuńDzięki, odwiedzę w chwili wolnej :)
UsuńMiło mi,że tak pozytywne emocje wywołuje akcja. Ciekawie mi się czyta :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mogłam uczestniczyć w tej akcji :)
UsuńJesteście wspaniałe - akcja moim zdaniem doskonała i niezwykle ważna! Cieszę się, że podjęłyście ten temat. Brawa, dla wszystkich!
OdpowiedzUsuńTeż tak uważam Puchatko ;) Ścisk :)
UsuńDałaś nadzieję na lepsze jutro :) Myślę że podbudowałaś na duchu wiele mama.
OdpowiedzUsuńW końcu nasz zawód to Mama.
Cieszę się :)
UsuńRównież ją popieram!
OdpowiedzUsuńSłusznie :)
UsuńOby Ci to autko szybko naprawili, bo tak biegać tam i z powrotem do tej szkoły to masakra! I jeszcze z tymi zakupami ciężkimi! A bez pomocy do opieki to nawet z jednym dzieckiem jest ciężko, a co dopiero z 3! Podziwiam Cię, że tak dobrze to ogarniasz mimo wszystko :-)
OdpowiedzUsuńStaram się ;) Dzięki za odwiedziny :)
UsuńPodziwiam pracę i zaangażowanie mamy trójki pociech :) Choć jestem mamą pracującą dwójki maluchów to szanuję i naprawdę nie rozumiem jak można umniejszać rolę mamy, która nie pracuje zawodowo. Też muszę zrobić zakupy, obiad, posprzątać, pobawić się i porozmawiać z dziećmi (to tak na prawdę dodaje mi energii) ale guzik mi do tego co robią a czego nie inne mamy. Szanujmy się wzajemnie i tyle! P.S. Nie znam mamy, która leży i pachnie czy to ta pracująca czy nie. Choć sama nie raz o tym marzę, pewnie jak każda :) Mama tak dobrze zorganizowana i zaangażowana jak Ty świetnie poradzi sobie w każdej pracy - jestem tego pewna MatkoBezKitu!
OdpowiedzUsuńO ile ją dostanę, bo jak na razie moi potencjalni pracodawcy postrzegają moją 3kę jako pasmo zwolnień lekarskich ;) Dziękuję Ci za komentarz, co do wzajemnego szacunku w pełni przyznaję Ci racje. Szanujmy się wzajemnie :)
UsuńJak wracałam do pracy po macierzyńskich to również usłyszałam nie jedno pytanie w stylu "czy jestem tego pewna?, a co jak będą chorować takie maluchy? " i takie tam. Zawsze na takie pytania odpowiadam, że moje dzieci mają również tatę. I wszelkie dobre rady i pytania milkły. A teraz staram się nie nadużywać i naprawdę L4 dzielimy z mężem po pół no i dzieci już chyba bardziej odporne na zarazki. Bardzo lubię swoją pracę i na prawdę się w niej spełniam ale popołudniami i weekendami jestem tylko dla moich dzieci. Pozdrawiam i życzę wymarzonej pracy:)
UsuńPodoba mi się ta akcja :) To prawda - matka w domu nie leży i nie pachnie. Fajnie, że podjęłyście ten temat :)
OdpowiedzUsuńMoje dziecko jeszcze w brzuszku, a ja już słyszę, że zrobiłabym to, to, to i to, bo w końcu siedzę w domu. Tylko nikt nie zauważa, że z brzuszkiem nie jest tak łatwo to wszystko ogarnąć, bo niestety nie jestem stworzona do bycia w ciąży i jest mi zwyczajnie ciężko :). Ale i tak najlepsze są pretensje, że "nie ma już żadnych czystych skarpetek", chociaż w pokoju obok na suszarce wisi sobie 10 świeżo wypranych i wysuszonych par, tylko mój chłopak jest zmęczony po całym dniu pracy i nie chce mu się ich przynieść, a ja przecież tylko siedzę całymi dniami w domu i nic nie robię. Czasem to się zastanawiam jak to będzie jak maluszek będzie już na świecie.. Wtedy to chyba wszyscy umrą w bałaganie lub z braku skarpetek. A co do samej akcji to jest bardzo fajna :). Może otworzy oczy chociaż kilku osobom, bo jak na razie to prawie wszyscy mężczyźni uważają, że kobieta na "urlopie" macierzyńskim serio jest na urlopie i całymi dniami leży i pachnie, a porządek i obiad to się robi sam :)
OdpowiedzUsuńPięknie napisane! Ja na razie mama jedynaczki ale za parę miesięcy też chce wrócić do pracy. Jesteśmy same bo nasz tata pracuje daleko od domu, ale możemy zawsze liczyć na dziadków. Mam nadzieję że jakoś to będzie.
OdpowiedzUsuńO rany! Jest więcej blogerek mam, które mówią prawdę!!! Super! Tak trzymać. Zanim nie zostałam mamą zawsze myślałam, że to siedzenie z dzieckiem w domu to rzeczywiście siedzenie i odrobina pracy, ale oj nieeeee. Nigdy nie byłam tak zmęczona jak teraz, kiedy jestem mamą. Na razie moje dziecko jeszcze nie mówi, więc nie wynagradza mi tak mojego trudu i wiem, że to stan przejściowy, ale czasem oj jestem sfrustrowana. Jak u mnie wygląda siedzenie w domu?
OdpowiedzUsuń"Siedzenie" oznacza: bieganie za raczkującym dzieckiem po całym mieszkaniu, odczepianie dziecka od klamek w drzwiach i oknach, nóg krzeseł, stołów, obudowania wanny; firanek (O! Znowu spadła firanka!); noszenie dziecka na rękach, usypianie dziecka poprzez bujanie nim w rytm bardzo monotonnej muzyki na lewo, na prawo, na lewo, na prawo, na lewo, na prawo; uspokajanie dziecka, które się czegoś przestraszyło, jest zmęczone, w coś się uderzyło, bo koniecznie musiało przejść pod tym stołkiem, a nie naokoło; karmienie, przebieranie upaćkanego (po raz kolejny tego samego dnia oczywiście) ubrania, no bo inaczej jedzenie byłoby przecież nudne; zmiana pieluchy (ostatnio na stojąco, bo na leżąco mały się nie daje. A co! Musi być ciekawie!). Dużo jest codziennie tego siedzenia, co nie? :P
A znasz może książkę Joanny Woźniczko-Czeczott "Macierzyństwo non-fiction". Podpisuję się ręką i nogą pod opisem siedzenia w domu przy dziecku, jakie zostało przedstawione przez nią: "Monotonia powtarzanych setki razy czynności sprawia, że wieczorem słaniam się na nogach, mając jednocześnie poczucie, że nic tak naprawdę nie zrobiłam. "Siedzi w domu". Najbardziej frustrujące podsumowanie tej sytuacji".
Pozdrawiam :)
https://mamapodprad.blogspot.com/