Strony

wtorek, 19 stycznia 2016

Jest coś, za co siebie nie lubię.

Zdarza się tak w życiu, nawet często dosyć, że pracujemy. Pracujemy i pracę swoją kochamy.

Ale też kochamy swojego partnera, czy partnerkę i oczywistą oczywistością jest fakt, że mimo miłości do pracy, życie osobiste sobie próbujemy ułożyć. Wychodzimy za mąż, żenimy się, bądź po prostu zamieszkujemy ze sobą i zaczynamy wspólnie żyć. Jest fajnie. Jest super. Jesteśmy tacy dorośli i niezależni. W pewnym momencie chcemy czegoś więcej. Chcemy dziecka, chcemy rodziny. Po konsultacjach dwustronnych, zachodzimy w ciążę. Nosimy, głaszczemy, pielęgnujemy, opiekujemy się brzusiem. Nadal kochamy swoją pracę, w tej pracy nas kochają i nawet jak już jesteśmy na zwolnieniu lekarskim, to przychodzimy na kawę, dzwonimy, utrzymujemy kontakt. Już w tym momencie wiemy, że jak tylko urodzimy i troszkę odchowamy, to wrócimy do naszej ukochanej pracy. Przecież czekają tam na nas. Nie możemy ich zawieść.
Swoja drogą, faceci takich dylematów nie mają (a przynajmniej w większości).

No. To urodziliśmy. Pięknie. Wszyscy przychodzą na kawę w odwiedziny, żeby poznać małego człowieczka, który do tej pory mieszkał w naszym brzusiu. Przychodzi rodzina, przychodzą przyjaciele, przychodzą koleżanki z pracy. W tym momencie im zazdrościmy. W duchu sobie myślimy ... ale bym się wyrwała do pracy ale bym wyszła do ludzi ale bym porobiła ... (tu to co robiłyście o ile to lubiłyście) ...jakie one mają ładne paznokcie, jakie są zadbane te moje koleżanki z pracy...

I tak czas płynie, tęsknicie, odwiedzacie, dzwonicie, piszecie maile... Przecież to tylko kilka miesięcy, zaraz wrócimy do pracy.

Mija kilka miesięcy, nasz dzieć coraz starszy. Nie macie rodziców na miejscu więc albo żłobek albo niania. Na samą myśl, że ktoś obcy zostaje z Twoim dzieckiem dostajesz gęsiej skórki. A jak skrzywdzi, a jak nie nakarmi, a jak będzie cały dzień niania telewizję oglądać, zamiast zajmować się dzieckiem?...
Żłobek odpada, czytasz na forach że dzieci o ile są w domach to nie chorują a jak pójdą do przedszkola czy żłobka zaczynają chorować a Ty masz taką pracę, gdzie nie możesz chodzić na zwolnienia a przynajmniej tak często. To co opiekunka? Sama się zastanawiasz. Rozmawiasz z drugą połową.

Druga połowa kręci przecząco głową. Nie chce żeby jakaś obca baba zajmowała się Waszym dzieckiem. Ty właściwie też nie chcesz ...ale tak bardzo kochasz swoją pracę.
W między czasie żeby mieć argumenty sprawdzasz na portalach ogłoszeniowych ile kosztuje opiekunka. OJ! I TU WYWALASZ OCZY.
Nie stać nas. Przecież to gruba kasa. No to co może żłobek?

Zaczynasz się zastanawiać...ale jakbym tak o rok dłużej zaledwie w domu posiedziała to już do przedszkola moglibyśmy dać... już starsze będzie, odporniejsze... Do tego babcie, ciotki, znajome namawiają zostań z dzieckiem w domu, to dla jego dobra, zobaczysz zleci szybko i wrócisz do pracy. Przecież jesteś dobrym fachowcem, potrzymają dla Ciebie miejsce.

Pewnego pięknego dnia odbierasz telefon, a tu Anka z pracy ze świeżą nowiną, że: ...szef zatrudnił taką Jolkę, taka fajna jest, od razu ze wszystkimi się zaprzyjaźniła.
Pytasz: ... a co robi ta Jolka? a Anka mówi:... no wiesz to co Ty, tak długo już nie ma Cię w pracy, że szef musiał zatrudnić kogoś nowego...

No to łapiesz doła. Ktoś kurna pije kawę z Twojego kubka i zajął Twój fotel w pracy.

Ryczysz. Jesteś wściekła, gdybyś ich (w sensie znajomych, ciotek i męża) nie posłuchała pracowałabyś, piłabyś ze swojego kubka kawę a zajefajnymi paznokciami stukała o blat biurka. Trzeba było dać do żłobka i się nie zastanawiać a przynajmniej nie miałabyś pretensji, że nie próbowałaś.

Znasz taką historię?

Ja znam. O ile przy moim pierworodnym dziecku wróciłam do pracy, zatrudniając opiekunkę (a nawet były 3-y), musiałam wtedy wrócić z powodów finansowych a opiekunki wówczas nie były aż tak drogie albo ja tyle zarabiałam, że było mnie na to stać.
O tyle przy drugim dziecku i trzecim dokonałam wyboru. Postawiłam na dom. Zostałam w domu rezygnując z pracy, którą kochałam. Bolało.

I powiem tak:

...Nie lubię siebie za to, że w pewnym momencie uważałam, że podjęłam złą decyzję. Był taki czas, że patrząc na siebie w lustro mówiłam : ... Bosze stałam się tym kim nie chciałam się stać ... paskudną kurą domową, ugrzęzłam w garach, mopach, kaszkach, mlekach obiadkach... stałam się gderającą tylko o dzieciach  matką ... Kiedyś irytowały mnie takie osoby. Patrząc w lustro pytałam siebie: gdzie moja niezależność, gdzie się podziała moja przebojowość, gdzie ten błysk w oku, który miałam, gdzie jestem ja? Długo nie potrafiłam zaakceptować takiego stanu rzeczy.

A teraz jest mi wstyd przed sama sobą.  Nie lubię siebie za tamte słowa.

Bo z upływem czasu znalazłam inne wartości w życiu, dużo zrozumiałam, zaczęłam siebie cenić. Siebie i to co robię dla moich dzieci, dla siebie. Również dla mojego męża, który nie musi się przejmować jak dzieć jest chory, ma anginę np. z wysoką gorączką ale ma najlepszą opiekę pod słońcem: moją. Nie musi się przejmować, że w domu jest obca kobieta zajmująca się naszymi dziećmi albo udająca, że się zajmuje (spijająca naszą kawę w nadmiarze i podbierająca cukier do domu, karmiąca dziecia truskawkami, na które ma uczulenie (mimo prośby żeby tego nie robić), używająca moich lakierów do paznokci i wszystkiego co pachnie, w końcu przyjmująca w naszym domu swoich gości podczas opieki na dzieciem ... tak! tak było)

Zrozumiałam co tak naprawdę liczy się w życiu. 
Rodzina! Dzieci, którymi nikt lepiej niż mama nie zajmie się. No chyba, że babcia! (jedyne dla mnie pewne zastępstwo).

A na moja pracę przyjdzie czas. Wrócę ze zdwojoną siłą i bez wątpliwości czy wyrzutów sumienia:) Już nie długo!

61 komentarzy:

  1. Jasne,że wrócisz :) do emerytury przecież w domu nie usiedzisz ;)
    A tak serio grunt to rodzina! To ma sens :) reszta to dodatki :)

    Pozdrawiam Notes Matki się kłania ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz też wychodzę z takiego założenia. Dobrze, że piszesz że Ty to Ty. Zaraz Cię przygarnę:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja od początku wiedziałam, że nie chcę wrócić do pracy. A przynajmniej nie do mojej, gdzie nierzadko wracałabym do domu koło godziny 23ej. Po pierwszym stwierdziliśmy, że skoro nie stać nas na opiekunkę, a i zaufania do takiej osoby mamy mało, to zrobiliśmy mu brata - ja z urlopu poszłam na zwolnienie, w pracy nie byłam aż tak niezastąpiona, w końcu to praktycznie moloch, gdzie rotacja pracowników jest ogromna.
    Wczoraj od lubego usłyszałam, że wyjeżdża, żeby zarabiać tyle, żebym nie musiała wracać do tej pracy, żebym mogła znaleźć coś, co będzie sprawiało mi radość i nie będzie kolidowało z opieką nad dziećmi. Nieśmiało muszę przyznać, że uwielbiam sprzątać w szafach, organizować i układać. Marzy mi się zajęcie organizatorki szaf - ludzie mają w nich zawsze bałagan. A ja to zwyczajnie lubię, może nie jest to ratowanie chorych dzieci, praca w wielkiej korporacji, ale to jest coś, co lubię - porządek. ;)
    Zresztą, sama pamiętam jak byłam mała i tak bardzo przeżywałam, gdy moja mama poszła do pracy. Martwiłam się, że skoro nie spędza z nami tyle czasu co wcześniej, to już nas pewnie mniej kocha. Od tego czasu moim życiowym marzeniem było zostać "kurą domową" - niektórzy powiedzą, że niezbyt ambitnie, ale ja po prostu zawsze chciałam być mamą, kimś, kto sprawia, że dom bije wewnętrznym ciepłem. O. Rozpisałam się. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. A wiesz, że to jest bardzo dobry pomysł!:) U mnie miałabyś co robić. Bałaganu może nie mam ale też daleko do zorganizowanego ładu. Twoje życiowe marzenie realizuje się właśnie. Najważniejsze, że Jesteś szczęśliwa:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak bardzo chcesz to kiedyś do pracy wrócisz jak nie do tej do do innej a drugi raz nie będziesz mieć okazji patrzeć jak twoje dziecko zaczyna robić pierwszy raz nowe rzeczy....Tego się nie da cofnąć a taką opiekunkę bym pobiła.

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie tak to wszystko sobie wytłumaczyłam:) Co do opiekunki: ...miałam na to ochotę;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Brawo mama!!!!! Ja zostałam w domu i ani ja ani praca za mną nie tęskniła. Mam jedną jedyną córke i tym bardziej się cieszę, że nie przegapiłam żadnych ważnych chwil, że to ja a nie jakaś obca baba, czy nawet babcia nauczyła ją wszystkiego czego ja mogłam :) Cieszę się, że zmieniłaś zdanie o sobie, bo nie jesteśmy tylko kurami domowymi, jesteśmy boginiami domowego ogniska!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "...jesteśmy boginiami domowego ogniska!" Ale to określenie kupuję od razu:)Piękna sprawa:)

      Usuń
    2. No bo to prawda jest kochana :))) Święta i najprawdziwsza!!!! Po dzisiejszym komentarzu pod moim postem widzę, że jestem przez Ciebie totalnie kupiona.... ile dałaś? :))))) Musimy się chyba kiedys spotkać w realu!!!! Ale jak znam życie - daleko mamy do siebie :(

      Usuń
    3. Dobre teksty kupuję! I powtarzam dalej:) kawa bardzo chętnie...niestety wirtualna:)

      Usuń
  8. Ja nie miałam wyboru, wrócić musiałam ale bardzo mnie to bolało. Nie mogłam przeżyć, że to co najważniejsze mnie matkę ominie.
    A teraz cieszę się, że chodzę do pracy, kontakt z ludźmi daje dużo energii a z synkiem na ten czas jest tatą :) więc nie martwię się o opiekę :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja właśnie od samego początku chcę być kurą domową przywiązaną do swoich kurczaków ;) mam nadzieję, że jak najdłużej będę mogła siedzieć z dziećmi w domu.

    OdpowiedzUsuń
  10. U mnie to różnie bywa ,czasem tęsknie za tym tempem ,ludźmi itp. Zauważyłam że robię coś kreatywnego bo po prostu brakuje mi pracy. Ale jak pomyślę że miała bym dzieci zostawić z kimś innym niż JA, to wszystkie tęsknoty odchodzą w jednej chwili :) Chodzą już do szkoły ,przedszkola ,ale i tak nie ogarnęła bym wszystkiego gdybym wróciła do pracy .Kiedyś była już próba z marnym skutkiem , gdy są dzieci wszystko wygląda inaczej ... Cieszę się więc tym co jest teraz i będzie jeszcze troszkę trwało :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja jestem wykładowczynią więc tak naprawdę większość roboty w domu mam :) Do wykładów wrócę na jesieni, chociaż wcale mi się nue chce.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja gdybym mogła też wybralabym takie rozwiązanie, a tak jestem w nietypowym stanie zawieszenia. W sumie w domu ale nie cały czas. Eh, życie nie raz płatanam figla i stawia przed bardzo trudnymi sytuacjami i wyborami.

    OdpowiedzUsuń
  13. Wiele się od Ciebie dzięki temu wpisowi nauczyłam.
    Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  14. Proszę (cieszę się) i polecam się na przyszłość:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Mi brakuje pracy. Tak zwyczajnie ludzi, pomalowanych paznokci, zawsze ciepłej kawy, narzekania innych. Brakuje mi kontaktu ze światem.

    OdpowiedzUsuń
  16. A ja się cieszę, że siedzę w domu z córeczką i nie tęsknię do pracy. Teraz najważniejsza jest Ona i nie chcę stracić ani chwili z jej życia. A po tych Twoich przygodach z opiekunkami, to tym bardziej nie będę się spieszyć z powrotem do pracy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pełni Ciebie rozumiem.A opiekunki, no cóż mieliśmy trzy i dopiero ta ostatnia była w porządku i została z nami na kilka lat:)

      Usuń
  17. Ja swoją ukochaną pracę straciłam zanim zaszłam w ciążę. Miałam wrócić do niej, ale nie wyszło...nie chce mi się o tym pisać, bo do tej pory się wkurzam. Teraz doszłam do wniosku, że jak mi Młodą do przedszkola przyjmą to idę do pracy, ale jakoś się nie będę przyzwyczajać, robić tylko swoje i wychodząc z miejsca pracy nie myśleć o niej. Człowiek się przyzwyczaja, a za chwilę klops- zwalniają.

    OdpowiedzUsuń
  18. No zawsze takie ryzyko istnieje! Chyba, że coś na własną rękę:)

    OdpowiedzUsuń
  19. A ja dalej sama nie wiem co mam zrobić. W kwietniu kończy mi się urlop macierzyński. I z chęcią bym do pracy wróciła, choć narzeczony namawia, żebym została w domu, a on na rodzinę będzie zarabiał. Ciężki orzech.

    OdpowiedzUsuń
  20. Bez względu na to co robimy, czy pracujemy na własnym, czy piastujemy wysokie stanowisko( bez względu na branżę)czy też jesteśmy tylko w domu, zawsze możemy być jak to ujęłaś....paskudną kurą.
    Wszystko jest w głowie i zależy od nas. Tak jak postrzegamy siebie, tak samo też będzie postrzegał nas świat. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze. Bo w tej chwili postrzegam siebie pozytywnie i pogodziłam się już z jakże ważną rolą w moim życiu.

      Usuń
  21. Ja nie miałam tak naprawdę, gdzie wracać. A jakbym miałam, to i tak nie wróciłabym...bo zaszłam w kolejną ciążę ;)
    Ale też nie będę się spieszyć z pójściem do pracy. Robię teraz podyplomówkę, szukam możliwości zarabiania w domu.
    Feminizm to prawo wyboru- mam prawo wybrać dom, a nie karierę, bo tu jest mi dobrze. Jeśli zmienię zdanie, to to zrobię, ale bez spiny i nacisków "społeczeństwa" :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Dokładnie zawsze każdy rodzic będzie się martwił ;) ja osobiście też jestem opiekunka i staram się jak najlepiej opiekować powierzonym mi dzieckiem wkoncu to odpowiedzialność ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. Ja właśnie muszę teraz podejmować te decyzję. Mam wprawdzie możliwość zostawienia syna z babcią ale z pracą za to kłopot. Bo bezrobocie tak duże że nawet na recepcje do hoteli, sprzątania czy kelnerowania, przyjmują się dziewczyny z mgr. Jak mam iść do pracy dla samej pracy, bez rozwijania się w zawodzie to chyba wole zostać z dzieckiem w domu. Zarobiłabym 1000 zł, czasu z dzieckiem nie spędzę, a satysfakcji z roboty zero.

    OdpowiedzUsuń
  24. Doskonale rozumiem te rozterki. Sama przez to przechodziłam. Przy Miętusie, zanim skończył 3 lata, byłam praktycznie cały czas w domu. Bo nawet jak pracowałam, to udawało mi się tak dogadać w firmie, żebym nie musiała przychodzić do biura. Miętus chodził co prawda do żłobka ale na 2-3 godziny dziennie, bo bardzo mu brakowało kontaktu z dziećmi i bardzo chciał. I niestety bardzo nam wtedy chorował. Teraz Tedi ma rok, urlop mi się skończył. Też długo się wahałam. Niestety opcja siedzenia w domu odpadła z przyczyn finansowych. Tedi chodzi do żłobka na 3 godziny dziennie a potem odbiera go babcia i opiekuje się nim do naszego przyjścia z pracy. Ja ryczę po kątach, że taki maluszek w żłobku. I że babcia tak długo nie wydoli. I co wtedy? Na opiekunkę chwilowo nas nie stać. Słabo to wszystko jest wymyślone :(

    OdpowiedzUsuń
  25. Słabo, słabo. Jedyna nadzieja jest taka, że dzieciaki rosną i za chwilę będzie inaczej. A jak pracowałam też ryczałam. Zdarzało się, że dzwoniąc do domu słyszałam od opiekunki, że dziecko ma wysoką gorączkę a ja mogłam wyjść dopiero za 4-y godziny.

    OdpowiedzUsuń
  26. Ja z kolei wiem, że wrócę do pracy, tylko teraz muszę znaleźć taką którą będę mogła pogodzić z wychowywaniem (zaprowadzaniem, odbieraniem ze szkół, przedszkola, z zajęć dodatkowych) dzieci. A tu już jest problem. Bo to musi być bardzo elastyczna praca:) Ale wszystko ma swój czas i swoje miejsce:)

    OdpowiedzUsuń
  27. Nie masz, co mieć wyrzutów sumienia. Jesteśmy ludźmi tylko. :) Ja mam ten plus, że choć samą pracę uwielbiałam swoją pracę, to koleżanki w większości miałam wredne. A te co były fajne, poodchodziły z pracy, jak ja przeszłam na zwolnienie w ciąży.

    OdpowiedzUsuń
  28. Kurczę, mam wrażenie, że czytam swoje myśli. Zgadzam się w 100 %. Rodzina jest najważniejsza, dzieci są najważniejsze i żadna praca nawet najwspanialsza i najlepiej płatna (choć w dzisiejszych czasach finanse są bardzo ważne) nie powinna tego zmienić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie powinna ale często dzieje się tak, że kobiety właśnie z powodów finansowych, mając np. babcię w domu muszą iść do pracy.

      Usuń
  29. Też czasami zdarzało mi się myśleć o sobie tylko w kategoriach kury domowej, która zamiast rozwijać się, odnosić sukcesy i nieustannie przeć do przodu - stoi w miejscu, albo nawet się uwstecznia. Teraz już wiem, że "siedzenie" w domu wcale tego rozwoju nie wyklucza - i może nie jest on stricte zawodowy, ale zawsze można znaleźć na siebie jakiś pomysł, by robić coś jeszcze poza matkowaniem, sprzątaniem i zmianą pieluch :)

    OdpowiedzUsuń
  30. Bardzo dobra decyzja! :-) Ja zostałam w domu i ani ja za pracą, ani praca za mną nie tęskniła. Cieszę się z tej decyzji, bo kto inny zajmie się lepiej moim dzieciem niż ja sama?! :-)

    OdpowiedzUsuń
  31. Teraz już to wiem ale był moment, w którym pojawiła się wątpliwość:)

    OdpowiedzUsuń
  32. Rozumiem cię doskonale, choć obecnie pracuję. Ale po macierzyńskim pracuję tylko dlatego, że babcia zgodziła się (z wielką łaską i z zastrzeżeniem, że tylko na rok) zająć małą, a ja znalazłam pracę na roczne zastępstwo. Nie ukrywam, powrót do pracy jako takiej był ciężki i perspektywa, że tylko na rok też. Mała od września jest zapisana do żłobka a ja wiosną pewnie zacznę znowu szukać pracy i tak czasem sobie myślę, że może gdybym jej nie znalazła to byłoby lepiej, a zaraz potem dopada mnie stres o finanse i się robi takie błędne koło. Najlepiej byłoby zarabiać pracując w domu.

    OdpowiedzUsuń
  33. Ale mnie podniósł na duchu ten post! Mam to samo... po roku nie wróciłam do pracy, bo nie chciałam, bo karmiłam, bo nie czułam się pewnie.....i zastąpili mnie inną osobą. Teraz synek ma półtora roku, teraz do pracy mogłabym wrócić, ale pracy już w byłej firmie nie dostane, zresztą nie wyobrażam sobie pracować na 3 zmiany! szukam czegoś na jedna zmianę, na niecały etat, ciężko........ w mojej wsi, pobliskich okolicach ciężko;( mąż mnie ciągle wypytuje czy coś znalazłam, facetom to tak łatwo się mówi;( gdybym tylko mogła, chciałabym siedzieć z dzieckiem w domu poświęcić się rodzinie....

    OdpowiedzUsuń
  34. Ja nie miałam takich dylematów. Od samego początku wiedziałam, że nie mam gdzie wracać.

    OdpowiedzUsuń
  35. Decyzja o porzuceniu kariery zawodowej na rzecz zajmowania się domem i rodzina nigdy nie jest łatwa. I tylko my, kobiety, które to zrobiły wiemy, że choć przypłacamy to nerwami, stresem, bolącą głową i mega zmęczeniem - to są to najpiękniejsze chwile w naszym życiu :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  36. Mnie się też przy kolejnych dzieciach optyka zmieniała :).

    OdpowiedzUsuń
  37. Doskonale wiem o czym mówisz. My dochowaliśmy się trójki po sobie i już na trochę wypadłam z obiegu jeśli chodzi o rynek pracy. U mnie jest inaczej bo zawsze miałam swoją działalność gospodarczą, która przez dzieci, ciążę i pozostanie w domu po prostu sobie umarła... Ale jeśli mogłabym zarabiać w domu sensowne pieniądze nie miałabym już żadnych rozterek!

    OdpowiedzUsuń
  38. Mnie też w tej chwili praca w domu zadowoliłaby w pełni:)

    OdpowiedzUsuń
  39. W czasach, kiedy byłam młodą mamą, siedzenie w domu z dziećmi było wyśmiewane przez np. koleżanki, które jak to piszesz, miały takie zadbane dłonie z długimi, pomalowanymi paznokciami, chodziły na dyskoteki i zaliczały kolejnych facetów,i nie mogły się nadziwić jak ja wytrzymuje to siedzenie w domu, gotowanie obiadków, czekanie na powrót męża z pracy. A ja to lubiłam. Chociaż w pewnym momencie ambicje wzięły górę i poszłam do pracy. Wytrzymałam rok. Dwójkę dzieci zostawiałam z teściową, która nie do końca sobie radziła i dzwoniła do mnie z każdym błahym problemem. W sumie okazało się, że miałam jeszcze więcej obowiązków a czasu dla siebie absolutnie nic. Zrezygnowałam z pracy. Do dziś jestem kurą domową, która kocha gotowanie, sprzątanie, dogadzanie mężowi i wcale się tego nie wstydzę. Teraz czekam na wnuki i mam zamiar znowu im dogadzać, czytać książki, grać w gry planszowe i chodzić na długie spacery. To jest moje życie i kocham je :) Spełniona mama i żona :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytając Twój komentarz, uśmiecham się do Ciebie. Cieszę się, że są na tym świecie tak spełnione osoby jak Ty. Mi troszkę pracy brakuje ale czekam aż moje dzieciaki podrosną i nie będę już im tak mocno potrzebna.Choć jeśli będzie mi dane (los tak będzie chciał) nadal być kurą domową też będę szczęśliwa;)

      Usuń

Dzięki za przeczytanie, dzięki dzięki za przyszły i ewentualny komentarz :-)