Strony

poniedziałek, 21 września 2015

Zakazany owoc najlepiej smakuje!

"Od 1 września 2015 roku, czyli z początkiem nowego roku szkolnego, weszła w życie nowelizacja ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia, zgodnie z którą firmy prowadzące sklepiki szkolne nie będą mogły sprzedawać w nich tzw. śmieciowego jedzenia. Rozporządzenie resortu zdrowia określa także wymagania dotyczące posiłków przygotowywanych w stołówkach szkolnych...
... Zgodnie z nowymi przepisami, od 1 września szkolne sklepiki nie mogą już sprzedawać chipsów, napojów energetyzujących, jedzenia typu fast food i instant. W kanapkach sprzedawanych w sklepikach szkolnych będą musiały znaleźć się warzywa, ponadto mogą one zawierać np. szynkę z indyka, przetwory z ryb i jaja, ale nie można do nich dodawać majonezu i salami...
...Produkty spożywcze, jakie można sprzedawać w sklepikach szkolnych oraz podawać w stołówkach szkolnych, określa rozporządzenie ministra zdrowia. Tworząc listę tych produktów, uwzględniono ich wartość odżywczą i zdrowotną oraz normy żywieniowe. Resort zdrowia podkreśla, że rozporządzenie ma przede wszystkim charakter edukacyjny. Rozporządzenie określa także wymagania dotyczące posiłków przygotowywanych w stołówkach szkolnych, m.in. ograniczając liczbę potraw smażonych. Przynajmniej raz w tygodniu dzieci będą jeść rybę, a do każdego obiadu ma być dodawana porcja warzyw i owoców..."
Treść rozporządzenia: tu

źródło: wiadomości.onet.pl, ore.edu.pl.TVN24

Śmieciowe jedzenie.
Jak to wygląda z mojego punktu widzenia.
Super fajnie, że ktoś zajął się tym tematem. Jednak do końca nie wierzę w skuteczność tego zamysłu. Bo co z tego, że Pani Krysia w sklepiku szkolnym nie sprzeda batoników, chipsów, pepsi itd..., jak Pani Zosia ze sklepu pod szkołą zwiększy swój obrót ( oj! cieszy się kobita). Poza tym "zakazany owoc najlepiej smakuje". Sklepiki szkolne zamykają się a te przy-szkolne wzbogacają się.
W naszym przypadku sklepik jest i w szkole i przy szkole, nawet kilka a kawałek dalej jest duży market i nie ma najmniejszego problemu, żeby owe kieszonkowe szkolniak - chipsomaniak, wydał na "ukochane" przekąski po szkole, czy przed szkołą. Tak też się dzieje.
Ok. Jestem w stanie uwierzyć, że Panie kucharki w stołówkach, będą gotować inaczej. Zdrowiej. Również jestem dzieciem wychowanym na obiadach stołówkowych i rozumiem, że jeśli nie ma innego wyjścia to trzeba korzystać z tych obiadów szkolnych.
Zmiany dotyczą również przedszkolnych stołówek i tu wierzę w poprawę.
Przede wszystkim w przedszkolu musi być zapewniony dostęp do wody (my mieliśmy z tym problem, opiszę to niebawem). Nutella, bądź inne mazidła czekoladowe u nas w przedszkolu, były na porządku dziennym na śniadanie a na podwieczorek niemal co drugi-trzeci dzień dzieć wynosił batonika lub jogurt przesłodzony.
Jestem w stanie uwierzyć w skuteczność tych zmian w stołówkach szkolnych, czy przedszkolnych.
Natomiast.
Od lat wielu robię do szkoły kanapki. Ka - na - pki. Tak jak kiedyś robiła mi mama. Zauważyłam, że w szkołach faktycznie dominuje moda na kieszonkowe i koniecznie trzeba pozbyć się otrzymanego kieszonkowego jeszcze w ten sam dzień w sklepiku. Ja robię kanapki, z szynką, z serem, z pomidorem - nie, bo wylatuje ale ogórek mile widziany, rzodkiewka również, szczypior, koper ...  Nutella? Nie kupuję! Owoc do tego i woda do picia. Bez gazu.
Dzieć najstarszy kieszonkowe dostaje ale woli je zaoszczędzić sobie i wydać na fajną rzecz. W pełni rozumiem, też bym tak robiła.
Dzieć młodszy na kieszonkowe ma jeszcze czas.
Sklepiki szkolne pozostawiam na boku.
Poza tym to tak jak z przekleństwami, myślę. Wszystko zależy od świadomości. Niech dziecko wie, że istnieje to przekleństwo ale ważniejsze jest żeby wiedziało dlaczego nie powinno się przeklinać. I tu rola rodzica potężna. Chipsy, lizaki, batony... są i będą ale ważne żeby rodzice tłumaczyli dlaczego to jest niezdrowe. Dzieciaki nasze, całe życie będą poddawane próbom, wyborom i istotne jest żeby dokonywały słusznych wyborów. Teraz chipsy, później papieros, alkohol itd.
   
Czyli:
"Zdrowe soczki do dziennika chipsy do śmietnika"
No i przygotujmy trochę więcej kasy na kieszonkowe, bo prawdziwa zdrowa żywność kosztuje!


Po trzech tygodniach od wprowadzenia nowych przepisów już wiadomo, że sklepiki szkolne powoli zamykają się. Polecam materiał  przygotowany przez TVN24 tu.


6 komentarzy:

  1. Co do cen zdrowej żywności to masz rację :) Ja córce sama przygotowje drugie śniadanie do szkoły :) Kanapka, jogurcik i zawsze jakis owoc :) Z tym zdrowym jedzeniem to zaczynaja przesadzać teraz w drugą stronę :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie a przecież największy przykład z domu dzieci wynoszą. Moje od urodzenia do wody przyzwyczajone i nawet w takim sklepiku na pepsi nie patrzą.

    OdpowiedzUsuń
  3. W pelni popieram. Zacznijmy od domu. A u mnie w przyszkolnym sklepie wlasnie Pani Zosia pracowala. Hé, hé.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystko- tzn. czy dzieci będą sięgały po zdrowszą czy śmieciową żywność zależy przede wszystkim od rodziców.

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za przeczytanie, dzięki dzięki za przyszły i ewentualny komentarz :-)